Adam Michnik: władza może przysłać milicję do redakcji „Gazety Wyborczej”, wrabiać mnie w narkotyki
Redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” (Agora) Adam Michnik stwierdził, że boi się o własne bezpieczeństwo. - Wszystko może się zdarzyć. Mogą przysłać milicję do redakcji „GW” - powiedział magazynowi „Foreign Policy”. Natomiast wicenaczelny „Wyborczej” Jarosław Kurski uważa, że dziennik jest atakowany, bo jest jednym z kilku obrońców demokracji w Polsce.
W artykule zamieszczonym w piątek w serwisie internetowym „Foreign Policy” opisano zmiany na polskim rynku mediów przez ostatnie trzy lata z punktu widzenia „Gazety Wyborczej”. Wspominano m.in. o ogromnych roszadach personalnych i zmianach programowych w mediach publicznych, oceniając, że wspierają one obecny obóz rządzący, natomiast ostro atakują opozycję. Przypomniano relację z początku maja w „Wiadomościach” TVP o wykładzie Donalda Tuska, w której nawiązano do Adolfa Hitlera i Józefa Stalina (wizerunek Hitlera szybko usunięto z internetowej wersji materiału).
Dziennikarze „Foreign Policy” rozmawiali z Adamem Michnikiem i Jarosławem Kurskim w redakcji „Gazety Wyborczej”. Szef dziennika opowiadając o próbach uciszenia go przez władzę przyznał, że sytuacja stała się tak zła, że boi się o własne bezpieczeństwo.
- Jest co najmniej 25 przyczyn, żeby ściąć nasze głowy - stwierdził Michnik. - Może się zdarzyć wszystko. Mogą przysłać milicję do redakcji „Gazety Wyborczej”. Mogę znaleźć narkotyki w swoim mieszkaniu, a następnego dnia może pojawić się policja, żeby je przeszukać - dodał.
Michnik już trzy lata temu narzekał, że zmiana władzy walnęła „GW” po kieszeni
Adam Michnik już w listopadzie 2016 roku przyznał publicznie, że przejęcie władzy przez PiS było bardzo niekorzystne kierowanego przez niego dziennika. - W tej chwili „Gazeta Wyborcza” jest na celowniku władzy - stwierdził, dodając, że decyzje rządzących przyczyniły się do spadków wpływów „GW” ze sprzedaży i reklam, wskutek czego w redakcji prowadzone są zwolnienia grupowe i nie ma środków na rozwój.
- To nas straszliwie walnęło po kieszeni. Oni chcą nas zniszczyć metodą najprostszą: jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze - stwierdził Adam Michnik.
Na przełomie 2016 i 2017 roku z Agorą pożegnało się 176 pracowników (głównie z zespołu „Gazety Wyborczej”). Natomiast wiosną ub.r. firma zwolniła grupowo 47 osób z pionu druku, a w kwietniu br. - kolejne 147 osób z tego segmentu, pracujących w drukarniach w Tychach i Pile (oba zakłady zostaną zamknięte, Agora rozmawia o sprzedaży zgromadzonego tam sprzętu).
Jednocześnie zarząd firmy chce, żeby na najbliższym walnym zgromadzeniu akcjonariuszy mocno podnieść wynagrodzenie członków jej rady nadzorczej. Uzasadniono, że nie było ono podwyższane od 14 lat. Ostro skrytykował to działający w Agorze i Inforadiu związek zawodowy NSZZ „Solidarność”, zwracając uwagę nie tylko na zwolnienia grupowe, lecz także obniżki wynagrodzeń dla części pracowników.
- Ci, którzy zachowali pracę, musieli się godzić na cięcia wynagrodzeń i honorariów, nieodpłatne przejmowanie dodatkowych obowiązków po zwolnionych, ogólne pogarszanie warunków pracy, na każdym kroku słysząc „spółka nie ma pieniędzy” - wyliczyła organizacja. - Jednocześnie ci, którzy stali przez ten czas na czele spółki, nie ponosili żadnych wyrzeczeń. Inkasowali wielomilionowe premie, hojne stałe wynagrodzenia i dywidendy - dodała.
Kurski: władza chce udusić niezależne media
Z kolei Jarosław Kurski, pierwszy zastępca redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”, w rozmowie z „Foreign Policy” stwierdził, że rządzący politycy, instytucje i firmy państwowe w ostatnich latach skierowały ok. 30 pozwów przeciw dziennikowi. Uznaje to za próbę wywołania tzw. efektu mrożącego, czyli zniechęcenia do kolejnych krytycznych publikacji.
- Jesteśmy zalani przez tuziny apelacji. Nasze służby prawne mają duży problem, żeby sobie z tym wszystkim radzić - przyznał Kurski.
Pierwszy wicenaczelny „Gazety Wyborczej” już na początku grudnia ub.r. poinformował, że do sądów złożono ok. 20 pozwów ze strony PiS-u, Zbigniewa Ziobro i SKOK-ów w sprawie tekstów „GW”. Równocześnie publicysta tego dziennika Wojciech Maziarski opisał, że Polski Fundusz Rozwoju domaga się od niego przeprosin za tekst, w którym porównał kupno przez PFR kolejki na Kasprowy Wierch do „klasycznej operacji gangsterskiej”.
Potem doszły kolejne działania prawne ze strony rządzących polityków i instytucji państwowych. Po publikacjach „GW” o związkach prezesa Narodowego Banku Polskiego z byłym szefem Komisji Nadzoru Finansowego, któremu postawiono zarzuty korupcyjne, NBP skierował do Sądu Okręgowego w Warszawie sześć wniosków o zabezpieczenie roszczeń procesowych w sprawie siedmiu artykułów z „Gazety Wyborczej” i dwóch z „Newsweeka”. Pod koniec lutego „Gazeta Wyborcza” podała, że sąd oddalił wnioski dotyczące trzech tekstów, uzasadniając, że postawione w nich zarzuty nie dotyczyły pełnienia przez Adama Glapińskiego funkcji prezesa NBP, tylko jego działalności politycznej.
Po tym jak „Gazeta Wyborcza” jako pierwsza opisała jej zarobki w NBP, dyrektor komunikacji i promocji Martyna Wojciechowska zaczęła przygotowywać pozew. - Długotrwale nękanie medialne o podtekście politycznym, nazywanie jej dwórką, asystentką, przyboczna prezesa itp. połączone z nadużyciami w zakresie publikacji jej wizerunku i nazwiska to część zarzutów stawianych takim mediom jak „Gazeta Wyborcza” oraz TVN - przekazała nam prawniczka Wojciechowskiej.
Kolejne działania prawne są konsekwencją ujawnienia przez „Gazetę Wyborczą” rozmów prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego ze spowinowaconym z nim austriackim biznesmenem (który je nagrał) o planie budowy wieżowca w centrum Warszawy. Kaczyński najpierw skierował do prokuratury podejrzenie o popełnieniu przestępstwa z art. 212 Kodeksu karnego dotyczącego zniesławienia. Skrytykowały to Helsińska Fundacja Praw Człowieka i Reporterzy bez Granic.
Natomiast na początku maja „Gazeta Wyborcza” podała, że prezes PiS skierował wobec niej i portalu Gazeta.pl pozew cywilny, w którym domaga się przeprosin i wpłaty 30 tys. zł na cel społeczny.
W rozmowie z „Foreign Policy” Jarosław Kurski ocenił, że PiS będzie się starał zmienić kształt rynku mediów w Polsce na wzór węgierski. - Starają się pozbyć mediów, narzucając nam na głowy plastikową torbę, żeby nas udusić - stwierdził.
Jego zdaniem „Gazeta Wyborcza” jest celem ataku, bo jest jednym z kilku obrońców demokracji. - Staliśmy się barykadą. Dla naszych czytelników jesteśmy każdego dnia butelką świeżej wody przeciw narodowej propagandzie - dodał.
PiS chce przejąć dystrybucję prasy?
Jarosław Kurski zwrócił uwagę, że według nieoficjalnych informacji pracownicy stacji paliwowych Orlen byli instruowani, żeby chować egzemplarze „Gazety Wyborczej”, „Newsweek Polska” i innych tytułów prasowych krytykujących władzę. W połowie 2016 roku alarmował o tym redaktor naczelny „Newsweeka” Tomasz Lis.
Natomiast obecnie Orlen zamierza przejąć pogrożony w długach Ruch mający kilkanaście tys. kiosków i saloników prasowych. Żeby to nastąpiło, muszą wejść w życie zawarte w połowie kwietnia postępowania układowe spółki kolporterskiej z wierzycielami, głównie wydawcami i kredytującym ją Alior Bankiem. W zeszłym tygodniu sąd odmówił zatwierdzenia układów. Ruch zapowiedział, że odwoła się od tego orzeczenia, skrytykowały je także Alior Bank i Orlen.
W tekście „Foreign Policy” zaznaczono, że według krytyków kupno Ruchu przez Orlen może sprawić, że PiS będzie współkontrolować dystrybucję prasy, a trudniej będzie z kupnem „Gazety Wyborczej”.
Agora głosowała za porozumieniem układowym z Ruchem zakładającym przejęcie spółki przez Orlen. Firma już w ub.r. dokonała odpisu w wysokości 16,3 mln zł z tytułu należności, których może nie odzyskać od spółki kolporterskiej.
Z danych ZKDP wynika, że w pierwszym kwartale br. średnia sprzedaż ogółem „Gazety Wyborczej” wynosiła 91 506 egz., o 7,3 proc. mniej niż rok wcześniej.
Natomiast portal Wyborcza.pl w marcu br. zanotował 7,56 mln realnych użytkowników i 67,47 mln odsłon, wobec 6,15 mln użytkowników i 61,32 mln odsłon rok wcześniej (według badania Gemius/PBI). W portalu od ponad pięciu lat obowiązuje płatny system dostępu do treści, na koniec ub.r. korzystało z niego 170 tys. użytkowników, podczas gdy rok wcześniej było ich 133 tys.
W pierwszym kwartale br. wpływy ze sprzedaży „Gazety Wyborczej” wzrosły w skali roku o 7 proc. do 24,4 mln zł, a przychody reklamowe dziennika zmalały o 14 proc. do 14,8 mln zł.
Dołącz do dyskusji: Adam Michnik: władza może przysłać milicję do redakcji „Gazety Wyborczej”, wrabiać mnie w narkotyki
PS. Chowanie gazet na stacjach i tak jest bez znaczenia bo nikt tych wypociny czytać nie chce. Sprawdźcie sprzedaż po odjęciu prenumerat przez biblioteki, hotele i wrogie PiSowi samorządy.