Kamil Durczok może stracić pozwolenie na broń i usłyszeć dodatkowy zarzut
Jadąc po pijanemu samochodem 26 lipca, Kamil Durczok miał w kasetce pistolet. Policja podjęła postępowanie w celu odebrania mu pozwolenia na broń, dziennikarz może też usłyszeć zarzut z Kodeksu wykroczeń.
Pistolet walther został znaleziony przez policję w specjalnej kasetce w aucie, którym 26 lipca Kamil Durczok spowodował kolizję na autostradzie A1 w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego. Dziennikarz był pijany, w wydychanym powietrzu miał 2,6 promila alkoholu. Natomiast badanie jego krwi (wyniki podano kilka dni temu) wykazało śladową obecność substancji psychotropowych.
Durczok usłyszał dwa zarzuty: prowadzenia samochodu w stanie nietrzeźwości oraz wywołania bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym. Po wytrzeźwieniu został przesłuchany przez prokuratora, przyznał się tylko do jazdy po pijanemu.
Policja chce odebrać Durczokowi pozwolenie na broń
Media spekulowały, że w związku z kolizją spowodowaną pod wpływem alkoholu Kamil Durczok może stracić pozwolenie na broń, kiedy zapadnie w tej sprawie prawomocny wyrok sądowy. Portal TVP.info ustalił jednak, że zaraz po zdarzeniu policja podjęła już postępowanie dotyczące pozwolenia dziennikarza na broń.
- Zgodnie bowiem z art. 18 ust. 1 pkt 4 Ustawy o broni i amunicji, właściwy organ Policji cofa pozwolenie na broń, jeżeli osoba, której takie pozwolenie wydano, przemieszcza się z rozładowaną bronią albo nosi broń znajdując się w stanie po użyciu alkoholu, środka odurzającego lub substancji psychotropowej albo środka zastępczego - wyjaśnił zespół prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach (w tym województwie zameldowany jest Durczok).
Kamil Durczok w związku z przewożeniem broni, kiedy był pijany, może też usłyszeć zarzut z Kodeksu wykroczeń. Ustawa o broni i amunicji stanowi bowiem, że „kto nosi broń znajdując się w stanie po użyciu alkoholu, środka odurzającego lub substancji psychotropowych albo środka zastępczego podlega karze aresztu albo grzywny”.
Jest to wykroczenie, więc taką sprawą nie zajmuje się prokuratura, tylko policja kieruje do sądu wniosek o ukaranie sprawcy.
Durczok nie został aresztowany, 100 tys. zł poręczenia
Zajmująca się kolizją prokuratura wnioskowała o tymczasowe aresztowanie Kamila Durczoka. W poniedziałek 29 lipca sąd rejonowy w Piotrkowie Trybunalskim oddalił ten wniosek. Zdecydował natomiast o innych środkach zapobiegawczych wobec niego: 15 tys. zł poręczenia majątkowego, dozorze policyjnym i zakazie opuszczania kraju.
Kilka dni później postępowanie w tej sprawie od Prokuratury Rejonowej przejęła Prokuratura Okręgowa w Piotrkowie Trybunalskim. Zdecydował o tym zastępca prokuratora okręgowego.
Prokuratura Okręgowa zgodnie z zapowiedzią skierowała zażalenie na brak aresztu wobec Durczoka. 14 sierpnia Sąd Okręgowy w Piotrkowie Trybunalskim oddalił zażalenie prokuratury. Jednocześnie podwyższył poręcznie majątkowe wymagane od Durczoka z 15 do 100 tys. zł.
Przeprosiny i tłumaczenia Durczoka
Trzy dni kolizji, zaraz po posiedzeniu sądu w sprawie wniosku o jego tymczasowe aresztowanie, Kamil Durczok wygłosił krótkie oświadczenie, zezwalając na publikację w mediach swojego wizerunku w kontekście sprawy.
- Bardzo, bardzo wszystkich przepraszam. Wszystkich, którzy we mnie wierzyli i mi ufali. To są dla mnie bardzo trudne dni. Mam pełną świadomość, że to, co się wydarzyło, jest karygodne. Ani przez moment nie zaprzeczałem faktom , które zgromadziła policja i prokuratura - stwierdził Durczok. - Pozostaje mi przeprosić widzów, internautów, czytelników. Przede wszystkim chciałbym przeprosić moich najbliższych, bo zostali narażeni na infamię, cierpienia, na które w najmniejszym stopniu nie zasłużyli - dodał.
- Proszę o publikację mojego wizerunku. Ja się nazywam Kamil Durczok - zaznaczył. Nie chciał natomiast komentować wyroku sądu, tłumaczył, że nigdy tego nie robił. Nie odpowiadał też na pytania. - Jestem w takim stanie psychicznym po tych kilku dniach... - tłumaczył.
[NEWS]
— TOP TVP INFO (@TOPTVPINFO) July 29, 2019
Kamil Duczork wychodzi na wolność. Sąd nie przychylił się do wniosku prokuratury, by dziennikarz najbliższe dni spędził w areszcie. Będzie odpowiadał za swój czyn z wolnej stopy. #tvpinfo #wieszwięcej pic.twitter.com/XHfs10gEqK
Z kolei w zeznaniach w prokuraturze, do których dotarł „Super Express”, Durczok miał poinformować, że wracał autostradą A1 na południe Polski z Władysławowa, dokąd pojechał w poniedziałek 22 lipca razem z 20-letnią kobietą poznaną niedługo wcześniej pod Krakowem.
W nadmorskiej miejscowości brat dziennikarza prowadzi restaurację. Durczok przyznał, że przez cztery dni pobytu pili tam różne alkohole, głównie piwo i wino. Natomiast w piątek rano, zaraz przed wyjazdem na południe, dziennikarz wypił jeszcze dwa piwa.
Dziennikarz starał się tłumaczyć, dlaczego mimo to zdecydował się na długą podróż samochodem. - Czułem, że mogę prowadzić auto. Na trasie nic złego się nie działo. W mojej ocenie nie przekraczałem prędkości - miał stwierdzić. Podał też powody kilkudniowego pijaństwa: długi spór sądowy z tygodnikiem „Wprost”, trudny rozwód z żoną oraz problemy zdrowotne, wskutek których w połowie lipca przez kilka dni miał być hospitalizowany, ponadto brał leki na serce.
- Szukałem rozluźnienia w alkoholu. Całe moje życie legło w gruzach. Moja psychika jest w rozsypce - powiedział Durczok. Przyznał, że zdaje sobie sprawę z konsekwencji jazdy po pijanemu. - To mój największy błąd, bardzo mi wstyd. Jestem świadomy końca kariery - stwierdził.
Durczok wygrał i przegrał z „Wprost” w sądzie, zamknął Silesion.pl
Procesy sądowe Kamila Durczoka z „Wprost” (wydawanym przez PMPG Polskie Media) dotyczą publikacji tygodnika z lutego 2015 roku. W kilku tekstach zarzucono Durczokowi mobbingowanie i molestowanie podlegających mu pracowników „Faktów” (głównie kobiet), powołując się na anonimowych informatorów. W jednym artykule opisano pobyt dziennikarza w mieszkaniu znajomej, w którym interweniowała policja, a na zdjęciach pokazano jego rzeczy osobiste.
Po publikacji pierwszego z tych tekstów TVN powołał komisję wewnętrzną, która po rozmowach z wieloma pracownikami ustaliła, że w redakcji „Faktów” były trzy przypadki stosowania mobbingu i molestowania. Nie wskazano, że sprawcą był Kamil Durczok, ale jednocześnie za porozumieniem stron rozwiązano z nim umowę, a poszkodowanym zapłacono rekompensatę.
Durczok w pozwie przeciw wydawcy i dziennikarzom „Wprost” domagał się przeprosin i 2 mln zł odszkodowania. W procesie jako świadkowie zeznawało wielu obecnych i byłych pracowników TVN, m.in. dziennikarze oraz Adam Pieczyński, członek zarządu firmy kierujący pionem informacyjnym.
W maju ub.r. Sąd Okręgowy w Warszawie w całości oddalił pozew Durczoka. „Wprost” poinformował o tym w artykule promowanym na okładce, zaznaczając, że w trakcie procesu była pracownica TVN potwierdziła, że dziennikarz proponował jej seks, przy czym użył nieco innych słów niż te zacytowane w artykule tygodnika. - Sąd dał jej wiarę, bo uznał (na podstawie raportu komisji TVN oraz zeznań innych świadków), że Durczok w podobnie niestosowny sposób zachowywał się także wobec innych pracownic - zaznaczono w tygodniku.
Durczok wygrał natomiast proces dotyczący artykułu o pobycie w mieszkaniu znajomej. W pozwie domagał się publikacji przeprosin na okładce tygodnika i trzech kolejnych stronach „Wprost” oraz 7 mln zł zadośćuczynienia. W maju 2016 roku Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł o zamieszczeniu przeprosin we wskazanej formie i zapłacie 500 tys. zł. Wydawca tygodnika złożył apelację, a sąd drugiej instancji w kwietniu ub.r. utrzymał wyrok w zakresie przeprosin, obniżając kwotę zadośćuczynienia do 150 tys. zł.
W lutym br. „Wprost” zamieścił przeprosiny w zasądzonej formie. Przy czym tygodnik ukazał się z podwójną pierwszą stroną, na drugiej zamiast przeprosin pojawiło się pytanie do Durczoka: „Sąd ustalił: Molestował! Dlaczego nie przeprasza ofiar?”.
- Tak się kończą kłamstwa i oszczerstwa. Oczywiście WPROST już wyje i tłumaczy, że przeprasza ale nie przeprasza, bo inny proces wygrał. Niczego nie wygrał! - skomentował to Kamil Durczok na Twitterze. - Więcej: to smutna wiadomość - Wprost nie rozróżnia wyroku prawomocnego od nieprawomocnego. Ale ich musi boleć - dodał.
W TVN Kamil Durczok pracował w latach 2006-2015, wcześniej przez 13 lat był związany z Telewizją Polską. W obu firmach prowadził najważniejsze programy informacyjne i niektóre publicystyczne, w TVN był dodatkowo szefem „Faktów”.
Po rozstaniu z tym nadawcą i upływie 1,5-rocznej okresu zakazu konkurencji Durczok uruchomił swój serwis internetowy Silesion.pl dotyczący głównie regionu śląskiego. Początkowo w redakcji pracowało ponad 20 osób, zapowiadano relacje z wykorzystaniem dronów. Na początku kwietnia br. serwis przestał być aktualizowany, a pod koniec miesiąca definitywnie zniknął z sieci. Eksperci z branży internetowej komentowali dla Wirtualnemedia.pl, że prawdopodobnie przy sporych kosztach bieżących nie osiągał odpowiednich wpływów reklamowych, bo nie przyciągnął internautów na stałe ciekawymi treściami.
Od zamknięcia Silesion.pl Kamil Durczok pozostaje nieaktywny w mediach społecznościowych, wcześniej regularnie komentował wydarzenia polityczne i zamieszczał treści z życia prywatnego.
W październiku 2016 roku Durczok zaczął prowadzić cotygodniowy program publicystyczny w Polsat News - najpierw „Durczokrację”, a potem „Brutalną prawdę. Durczok ujawnia”. Ze stacją rozstał się z końcem 2017 roku.
Dołącz do dyskusji: Kamil Durczok może stracić pozwolenie na broń i usłyszeć dodatkowy zarzut