Ministerstwo Zdrowia nie pozwala konsultantom komentować sytuacji w szpitalach. "Władza powinna być transparentna"
Ministerstwo Zdrowia zakazało konsultantom wojewódzkim wypowiadania się w mediach na temat sytuacji w związku z epidemią koronawirusa, m.in. zaopatrzenia szpitali. Eksperci komentują dla Wirtualnemedia.pl, że wprawdzie w sytuacji kryzysowej „organizacja musi mówić jednym głosem”, ale z drugiej strony państwo to nie korporacja. Podkreślają, że władza powinna być transparentna, a ta sytuacja rodzi tylko domysły, że ma ona coś do ukrycia. Sieć Obywatelska Watchdog Polska i Helsińska Fundacja Praw Człowieka zaapelowały o prawa do wolności słowa personelu medycznego i powstrzymanie się od "nakładania nadmiernych ograniczeń czy też wyciągania konsekwencji wobec medyków pełniących rolę sygnalistów".
W ubiegłym tygodniu Ministerstwo Zdrowia rozesłało do konsultantów wojewódzkich pismo regulujące sposób ich wypowiadania się w mediach. W dokumencie podpisanym przez sekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia Józefę Szczurek-Żelazko poproszono o "zobowiązanie konsultantów wojewódzkich w reprezentowanych przez Państwa dziedzinach do zaprzestania samodzielnego wydawania opinii dotyczących koronawirusa SARS-CoV 2 odpowiedzialnego za epidemię COVID-19".
Resort stwierdził, że wszelkie wypowiedzi dotyczące zachorowań na koronawirusa, jak i sytuacji w której znajduje się dany szpital powinny być przed poinformowaniem mediów konsultowane z ministerstwem: „opinie na temat sytuacji epidemiologicznej, zagrożenia dla przedstawicieli kadr medycznych w danych dziedzinach medycyny czy w obrębie danej grupy zawodowej jak również sposobów zabezpieczenia osobistego przed zakażeniem, powinni wydawać jedynie Państwo jako konsultanci krajowi po wcześniejszej konsultacji z Ministerstwem Zdrowia oraz Głównym Inspektorem Sanitarnym”.
Uzasadniono, że „tylko takie działanie zapewni przekazywanie informacji merytorycznie prawidłowych, jednolitych oraz nie będzie przyczyną do nieuzasadnionego wzniecania niepokoju w środowisku medycznym”.
Swój sprzeciw wyraziła część środowiska lekarskiego, wielu lekarzy dało też temu wyraz w swoich prywatnych postach w social mediach.
Jako lekarze @PChSKALPEL wyrażamy stanowczy sprzeciw wobec szantażu i prób uciszenia środowiska Konsultantów Krajowych i Wojewódzkich w dziedzinach medycyny! pic.twitter.com/3J1lRSiiph
— Porozumienie Chirurgów (@PChSKALPEL) March 25, 2020
Niedługo potem o podobnych regulacjach wprowadzonych przez Narodowy Instytut Onkologii w Warszawie poinformowała „Polityka”. Wszyscy pracownicy mieli dostać całkowity zakaz wypowiedzi w mediach na temat zasad funkcjonowania szpitala. Dotyczy on również publikowania informacji na ten temat na prywatnych profilach w social mediach. Zgodnie z decyzją władz NIO wszystkie rozmowy z dziennikarzami oraz informacje publikowane w mediach społecznościowych muszą być uzgadniane z dyrektorem, dyrektorem ds. klinicznych lub rzecznikiem prasowym.
Blokowanie informacji dobre na krótką metę
Zdecydowanie przeciwny jakiemukolwiek blokowaniu informacji, o ile są prawdziwe jest Piotr Czarnowski, prezes agencji First PR. - Historia uczy, że to jest skuteczne tylko na krótką metę, na dłużej szkodzi wszystkim. Ale sytuacja nie jest wcale klarowna. Wbrew powszechnym opiniom uważam, że informacja o COVID-19 od początku jest chaotyczna, niespójna, daleko niepełna i budząca wiele wątpliwości. Jeszcze cztery tygodnie temu byliśmy perfekcyjnie przygotowani organizacyjnie i sprzętowo na każdą okoliczność i mieliśmy myć ręce, co powinno nas ocalić. Dzień po dniu komunikacja ta wpadała w ostrą kolizję z rzeczywistością, najdłużej przetrwał komunikat o myciu rąk - podkreśla nasz rozmówca.
- Pojawiać się za to zaczęli masowo specjaliści, z których każdy miał inny punkt widzenia na wirusa i pandemię oraz jej skutki. W tym braku spójności potrzebne są oczywiście środki weryfikujące i porządkujące, ale powinny one należeć do samych źródeł informacji i mediów, a nie być narzucane administracyjnie, tym bardziej, że komunikacja czasu zarazy ewidentnie zaczyna być coraz bardziej podporządkowana interesom politycznym, a nie medycznym, społecznym czy ekonomicznym - dodaje Czarnowski.
W jego ocenie efekt tego, co dotychczas wydarzyło się komunikacyjnie jest taki, że wprawdzie społecznie okazaliśmy się dość zdyscyplinowani i uniknęliśmy paniki, ale jesteśmy całkowicie nieprzygotowani na rozwój wydarzeń inny niż pokazywany propagandowo. Dotyczy to zwłaszcza gospodarki w skali mikro i makro. - Innymi słowy, przeciętny Polak, z powodu słabości komunikacyjnych, jest po prostu mało świadomy tego co dzieje się naprawdę a w konsekwencji nie jest przygotowany do tego, jaka może być najbliższa przyszłość – zaznacza Piotr Czarnowski.
Prezes agencji First PR zwraca uwagę, że niezależnie od okoliczności, zapewnienie swobody informacji jest jedną z podstawowych warunków demokracji. Wysiłki powinny iść więc nie w kierunku blokowania czy manipulowania informacją, nawet jeśli deklarowane są dobre powody, ale w kierunku wykrywania, wycinania i prostowania informacji fałszywej. - A to co budzi największe zastrzeżenia - jeśli dziś, w nadzwyczajnych okolicznościach znajdziemy uzasadnienie i usprawiedliwienia dla jakiejkolwiek formy cenzury, to jest bardzo prawdopodobne, że zostanie ona z nami już na zawsze - dodaje ekspert.
W sytuacji kryzysowej organizacji powinna mówić jednym głosem, ale….
- „Jest super, jest super więc o co ci chodzi” - śpiewał niegdyś Muniek Staszczyk. Dziś w podobnym tonie minister zdrowia i prezydent usiłują nas przekonać, że z epidemią radzimy sobie nie tylko doskonale, ale wręcz najlepiej w Europie. Nic więc dziwnego, że rząd stara się każdą inną narrację zdeprecjonować albo wyciszyć. Jest mu bowiem ona wyjątkowo nie na rękę, zwłaszcza przed wyborami, dlatego jest w stanie zaryzykować i podjąć niepopularną decyzję o informacyjnej cenzurze środowiska lekarskiego - mówi z kolei Adam Mitura, właściciel agencji InPlus Media.
Dodaje, że resort ma prawo wymagać od podległych mu konsultantów, urzędników, by ci uzgadniali z nim stanowisko i kierunek komunikacji, może też wręcz zakazać im możliwości wypowiadania się w mediach. - Szczególnie w sytuacji kryzysowej organizacja powinna mówić jednym głosem – także na prywatnych profilach pracowników w mediach społecznościowych. Polityka komunikacyjna przyjęta przez resort nie różni się tutaj niczym od zasad, które obowiązują w wielu firmach, w których do kontaktów z mediami wyznacza się odpowiednie osoby i tylko one mają prawo zabierać głos w imieniu firmy. Zwykle jest to rzecznik prasowy, prezes albo osoba w randze członka zarządu oraz wyznaczeni eksperci odpowiedzialni za poszczególne obszary działalności firmy, np. finanse, HR czy technologie – uzasadnia Adam Mitura.
W jego ocenie takie podejście ma wiele zalet: ma się pełną kontrolę nad przekazem, unika się sytuacji, w której ktoś mógłby zareagować emocjonalnie lub udzielić błędnej informacji wynikającej z braku wiedzy i pełnego oglądu sytuacji.
- Doświadczenia pokazują, że w czasie kryzysu do takiej sytuacji dochodzi nader często. Nie tak dawno doradzaliśmy antykryzysowo jednej z firm technologicznych. W rzeczywiście trudnej sytuacji, w której firma próbowała odbudować zaufanie klientów, na branżowym forum, jeden z pracowników udzielił klientowi nieprawdziwej informacji. Nie wynikało to z jego złej woli, wręcz przeciwnie, niemniej ta drobna z pozoru rzecz tylko nasiliła kryzys, jednocześnie jasno pokazała do czego może prowadzić wielogłos i brak kontroli nad przepływem informacji w firmie – wspomina ekspert.
…państwo to nie korporacja
Czy zatem decyzję Ministerstwa należy pochwalić? - Państwo to jednak nie korporacja, władza powinna być transparentna, a ta sytuacja rodzi tylko domysły, że ma ona coś do ukrycia. Trudno uznać, by konsultanci krajowi czy wojewódzcy nie byli merytorycznie przygotowani do udzielania wypowiedzi w mediach. Co więcej, to oni znajdują się na pierwszej linii frontu walki z epidemią, a nie minister i znacznie lepiej niż on są w stanie realnie ocenić sytuację – uzasadnia Adam Mitura.
W jego ocenie, niewątpliwie, stosując tę taktykę, resort unika informacyjnego chaosu, a trzymając rękę na informacyjnym pulsie, konsekwentnie zapobiega panice związanej z koronawirusem. - Nastroje w środowisku lekarskim i społeczeństwie są coraz gorsze, jesteśmy coraz bardziej zmęczeni sytuacją i przymusową kwarantanną, a bunty i rewolucje zaczynają się zwykle od małej iskierki, nie od kuli ognia. Rząd w ten sposób tę iskierkę dusi – podkreśla ekspert.
Dodaje, że taka strategia może być opłacalna wyłącznie pod warunkiem szybkiego uporania się z epidemią. Na dłuższą metę punktów zapalnych może być tak dużo, że resort nie zapanuje nad komunikacyjnym pożarem, tym bardziej, że zamiast współpracować ze środowiskiem lekarskim, idzie z nim wprost na otwartą konfrontację.
- To ryzykowne, bo stawiając na szali swoją wiarygodność i życie pacjentów oraz karierę, część lekarzy wybierze ten pierwszy scenariusz, a to z pewnością rządowi nie pomoże. Z punktu widzenia polityki informacyjnej i wizerunku, zdecydowanie lepszym rozwiązaniem byłoby udrożnienie komunikacji pomiędzy resortem a konsultantami medycznymi i wypracowywanie z nimi wspólnego stanowiska. Rząd ma przecież narzędzia do tego, by to zrobić a zdecydowanie lepiej jest współpracować i kontrolować informację niż zakazywać jej upubliczniania. Tym bardziej, że decyzja rządu o odcięciu konsultantów od mediów, może mieć też inne konsekwencje. Dziennikarze skazani na sztywne, oficjalne komentarze będą przecież szukać informacji gdzie indziej. A to może oznaczać to, czego rząd się obawia: wielogłos służby zdrowia i tym samym informacyjny chaos - przestrzega Adam Mitura.
Zakaz wypowiedzi budzi nieufność, media muszą mieć dostęp do informacji
Według Marka Gieorgicy, partnera zarządzającego w Clear Communications Group nie każdy powinien komunikować w kryzysie, a komunikacja w takim okresie musi być bardzo dobrze skoordynowana i skanalizowana, dlatego ograniczenie liczby podmiotów i osób, które udzielają informacji mediom, co do zasady nie jest złym pomysłem. - Ludzie mają dziś wystarczająco dużo sprzecznych informacji i przez to żyją w coraz większym strachu i niejednokrotnie panice.
Decyzja o zakazie wypowiadania się do mediów różnym osobom czy instytucjom oczywiście zawsze jest posunięciem drastycznym i zdecydowanie wzbudza niepokój, szczególnie jeśli jest narzucona przez organy rządu. Niestety to budzi nieufność i powoduje utratę zaufania do rządu – zaznacza Marek Gieorgica.
Zdaniem eksperta komunikację należy przede wszystkim dobrze skoordynować, wszyscy pracownicy danej jednostki powinni wiedzieć, kto może i na jakich zasadach wypowiadać się do mediów. - To elementarna odpowiedzialność, która jest niezbędna w czasie kryzysu. Jeśli każdy pracownik szpitala czy innej jednostki będzie przekazywał informacje do przestrzeni publicznej, powstanie potworny chaos informacyjny. Musimy pamiętać, że taka osoba widzi sytuację wyłącznie z własnej, wąskiej perspektywy, może nie wiedzieć o wielu działaniach, nie znać uwarunkowań. Jej relacja, nawet w mediach społecznościowych, może spowodować ogromne szkody i wywołać panikę, utrudnić walkę z epidemią. Z pracownikami trzeba o tym jednak rozmawiać, uczulać ich na to, jakie mogą być konsekwencje. Stanowczy zakaz, bez wyjaśnień nic nie pomoże. Pojawią się anonimowe relacje, które mogą być jeszcze bardziej dramatyczne – łatwej jest bowiem anonimowo popaść w większą skrajność - podkreśla nasz rozmówca.
Zwraca też uwagę, że media powinny mieć swobodny dostęp do informacji, ale także muszą zachowywać się odpowiedzialnie. - Ich siła rażenia jest ogromna i nie wolno im wywoływać paniki wśród ludzi. A pamiętajmy, że epidemia dotyka i wpływa na życie każdego z nas. Łatwo o niepotrzebne pogarszanie nastrojów, które z każdym dniem dla wielu osób przebywających w odosobnieniu i tak są coraz gorsze - dodaje Marek Gieorgica.
Zakaz wypowiadania się jak łatka cenzury
Zdaniem Szymona Sikorskiego, CEO agencji Publicon ograniczanie komunikacji w czasie pandemii to konieczność z punktu widzenia Ministerstwa. - To nie jest czas na robienie polityk, zadym czy budowanie plotek, niedopowiedzeń. Lekarze powinni zgłaszać uwagi dotyczące funkcjonowania przełożonym, a nie na Facebooku. To wprowadza bałagan komunikacyjny, nie pozawala opanować przekazu. To z punktu widzenia Ministerstwa. Z punktu widzenia obywatela, chciałbym wiedzieć, co się dzieje od dołu, ale z drugiej strony nie mam narzędzi, żeby ocenić wypływające plotki. Lepiej więc, jak będę mógł ocenić post factum, bo w czasach próby ważne jest ludzkie życie, nie politykowanie. Etyka tu nie ma nic do rzeczy. Wprowadzanie dezinformacji społecznie również jest nieetyczne - uzasadnia Szymon Sikorski.
Grzegorz Miller, właściciel MillerMedia przypomina, że zakaz wypowiedzi publicznych określonych grup pracowników to jest stosowany i zalecany podczas kryzysu w przedsiębiorstwie - aby do mediów nie wypowiadali się szeregowi pracownicy, a jedynie rzecznik. Zaznacza przy tym, że przełożenie klasycznego narzędzia na całą grupę zawodową jest kontrowersyjne. - Rozumiem intencję i potrzebę - by w eter nie szły niesprawdzone wiadomości, by nie podgrzewać atmosfery i nie prowokować kolejnych ataków opozycji na rząd. Jednakże zakazowi wypowiadania się całej grupy zawodowej bardzo łatwo przypisać łatkę cenzury i trudno się jest Ministerstwu Zdrowia przed takim zarzutem obronić. Wydaje mi się, że lepiej by tu było wydać zalecenie dla lekarzy, by ograniczyć wypowiedzi do mediów lub zastanawiać się nad tym, co się mówi i jaki to może przynieść efekt medialny i społeczny.
Apel do ministra zdrowia o swobodę wypowiedzi dla personelu medycznego
W weekend Sieć Obywatelska Watchdog Polska i Helsińska Fundacja Praw Człowieka zaapelowały do ministra zdrowia, Sanepidu i dyrektorów szpitali o przestrzeganie prawa do wolności słowa personelu medycznego i powstrzymanie się od "nakładania nadmiernych ograniczeń czy też wyciągania konsekwencji wobec medyków pełniących rolę sygnalistów".
Organizacje w apelu informują, że "rzetelna informacja o sytuacji służby zdrowia w czasie pandemii ma ogromne znaczenie dla oceny polityki i decyzji władzy, ale również kształtowania wśród obywateli postaw współpracy i solidarności". Z drugiej strony, ukrywanie informacji może mieć negatywne skutki. "Przykład Chin obrazuje, że może to doprowadzić do niekontrolowanego rozpowszechniania się wirusa" - czytamy.
Organizacje wysłały także do wszystkich szpitali w Polsce zapytania, czy wprowadziły wewnętrzne wytyczne w kwestii zakazu wypowiedzi dla personelu.
Dołącz do dyskusji: Ministerstwo Zdrowia nie pozwala konsultantom komentować sytuacji w szpitalach. "Władza powinna być transparentna"
niezłe jaja
Chcą kogoś uspokoić, to niech dadzą szansę lekarzom na środki ochronne.
Pielęgniarki g... zarabiają, ale mają ze śpiewem na ustach zamiast maseczek zajmować się chorymi.
Sytuacja jest zbyt poważna, żeby zajmować się propagandą.