SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

„Sex/Life” to opętana na punkcie seksu wersja „365 dni” dla jeszcze grzeczniejszych dziewczynek

Nowy serial Netfliksa stara się jak może, by średnio co 5 minut przekraczać kolejne granice żenady. „Sex/Life” jest przykładem na to, jak prezentuje się dziecinnie pojmowana kobieca swoboda seksualna napisana przez zapatrzoną w mity nocnego miejskiego życia nastolatkę.

Główną bohaterką „Sex/Life” jest Billie (w tej roli Sarah Shahi), która ma wszystko o czym marzy większość kobiet – przystojnego i dobrze zarabiającego męża, który jest solidnym fundamentem rodziny, dwójkę zdrowych dzieci, mieszka w pięknym domu na przedmieściach i… ewidentnie nudzi się strasznie, bowiem jej największym problemem ostatnimi czasy jest tęsknota za dawnym, imprezowym życiem i, przede wszystkim, przygodnym, pozbawionym zobowiązań seksem. I właściwie to by było na tyle, jeśli chodzi o streszczenie nowego serialu Netfliksa.

Gdzieś głębiej, na schowanym pod, kiepskimi, coelhizmami i niezdrową, szczeniacką fascynacją seksem poziomie „Sex/Life” próbuje poruszyć nawet ciekawy dla swojej grupy docelowej wątek. Z pewnością niejedna para przechodzi ten sam scenariusz, gdy po iluś tam latach związku i dorobieniu się latorośli napięcie, mentalne i seksualne, między dwojgiem ludzi opada. Oczywiście znam setki ciekawszych tematów na serial obyczajowy, ale nie oszukujmy się, z pierwotnymi instynktami nie wygramy tak łatwo i zawsze znajdzie się niemała część publiczności, która z wypiekami na twarzy będzie oglądać i wczuwać się w tego typu sytuacje „z życia wzięte”.

Problemem „Sex/Life” jest jednak to, że serial ten skupia się praktycznie tylko i wyłącznie na sferze seksu.

Główna bohaterka przeżywa życiowy dramat i niemalże szekspirowskie katusze, choć żyje w pięknym, wielkim domu na przedmieściach i nie ma żadnych innych zmartwień, poza zajmowaniem się dziećmi oraz niedostatkami kopulacji z mężem. Co tam głód na świecie, bezrobocie, kryzys, niepokój o przyszłość w czasach pandemii, zmiany klimatyczne, a nawet powrót Tuska do polskiej polityki - to wszystko jest niczym w porównaniu z tym, że Billie nie może się „bzykać” jak za dawnych lat, a bardzo by chciała.

Kadr z serialu Netfliksa Sex/Life

Już w pierwszym odcinku, po przedziwnej i niepokojącej scenie erotycznego snu Billie, w którym jej partner z marzeń nagle zamienia się, już na jawie, w ssącego jej pierś niemowlaka, twórcy nie zostawiają nam złudzeń. Szybko przechodzą do kiczowatej metafory pięknego motyla zamkniętego w szklanym pojemniku, który, jeśli nie zostanie wypuszczony na wolność to się udusi i umrze. Problem wypalenia emocjonalnego w związkach został w „Sex/Life” strywializowany, i to w kuriozalnym stylu, oraz sprowadzony tylko i wyłącznie do sfery seksualnej. Określenie tego podejścia niedojrzałym byłoby obrazą dla wszystkich innych niedojrzałych seriali.

Oglądając „Sex/Life” co chwila wchodziłem na Wikipedię, by się po raz n-ty upewnić czy twórczyni serii, Stacy Rukeyser, nie ma przypadkiem 13 lat i nie została zamknięta na klucz w domu tego lata przez co jej młodzieńcze hormony buzują jak zwariowane. Gdy dostrzegłem, że Rukeyser jest z rocznika 1970, to zrobiło mi się po prostu… smutno. Nie mam nic przeciwko lekkiej rozrywce, ale są pewne granice żenady i głupot, które można wciskać publiczności.

Przy „Sex/Life” większość filmików, jakie możecie zobaczyć na Pornhubie zyskuje na jakości i ambicjach.

Jeśli prawdą jest, że kobiety oczekują od filmów pornograficznych fabuły (co notabene uświadcza mnie w przekonaniu, że pochodzimy z innych planet), to już większy sens i pożytek dla szarych komórek zapewni wam „50 twarzy Greya” (sam nie wierzę w to, co teraz napisałem, ale tak: „Sex/Life” jest tak złe, że lepiej obejrzeć trylogię Greya - niech to o czymś świadczy).

Nowy serial Netfliksa wartością i niemalże nostalgicznym uczuciem traktuje seksualne rozpasanie (bo rozwiązłość jakoś nie do końca mi tu pasuje) głównej bohaterki. Niehigieniczny, przygodny seks w klubach pełnych ludzi czy toaletach traktowany jest jak szczyt osiągnięć i spełnienia w naszej cywilizacji. Twórcy niemal na siłę chcą udowadniać, że kobiety też mają prawo do „bzykania się” na prawo i lewo i robią wszystko, by wręcz przebić mężczyzn w tej „konkurencji”. Z opowieści Billie jasno wynika, że wymieniała się płynami ustrojowymi z niezliczoną ilością obcych sobie mężczyzn, jest z tego dumna i zamiast traktować to jako „urok” czasów młodości i wyszumienia, to już jako dojrzała kobieta, matka i żona, tęskni za tym. Co za tym idzie, zaczyna myśleć o zdradzie, która według twórców tego przedziwnego serialu jest usprawiedliwiona...

Sex/Life - kadr z serialu, prod. Netflix

Oczywiście nie chcę totalnie trywializować tego typu „bolączek duszy”, bo, jak pisałem wyżej, pewnie niejedno małżeństwo przechodzi taki „kryzys”, ale robienie z tego całego serialu, a z rzeczonego problemu niemalże egzystencjalnego dramatu i współczesnej tragedii amerykańskich przedmieść uważam za, delikatnie rzecz biorąc, przesadę.

Całość oczywiście rozgrywa się w przepięknych pomieszczeniach, a na ekranie oglądamy samych ładnych i zadbanych ludzi. Poza  Sarą Shahi w roli głównej, która radzi sobie najlepiej jak to możliwe z materiałem jaki dostała do pracy, większość obsady wypada fatalnie. Sceny seksu są sfilmowane w większości ze smakiem, ale trwają parę chwil, są banalne, szybko zaczynają się powtarzać i właściwie od drugiego odcinka nie zaskoczą was niczym nowym, no chyba, że to wasze pierwsze doświadczenie z treściami erotycznymi.

Jeśli macie ochotę na serial tak zły, że aż zabawny i nie szkoda wam życia na 8 odcinków śledzenia tej niezamierzonej komedii z fatalnymi dialogami, to oczywiście nie śmiem nikomu tego odradzać.

Ocena: 2/10

Dołącz do dyskusji: „Sex/Life” to opętana na punkcie seksu wersja „365 dni” dla jeszcze grzeczniejszych dziewczynek

8 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
A dlaczego kobiecie nie wolno?
Po prostu, drogi autorze recenzji, nie jesteś grupą docelową tego serialu. Jakby wymienić główną bohaterkę na mężczyznę i opowiedzieć to samo, ale o facecie, serial zapewne przestał by Cię tak oburzać i poziom żenady powróciłby na swoje miejsce. A mnie trochę śmieszy to oburzenie. Tak, kobiety też mogą.
0 0
odpowiedź
User
Nie pozdrawiam
Recenzja bardzo stronnicza, widać, że autor nie potrafi powstrzymać swoich emocji na wodzy. Więcej profesjonalizmu i obiektywizmu życzę przy pisaniu kolejnych „lotnych recenzyjek”.
0 0
odpowiedź
User
tommyF
Do tych wyżej:

Autor recenzji ma absolutnie rację - i nie chodzi tu o wymianę bohaterki na bohatera, a wówczas problem by nie istniał. Autor zwraca uwagę, że choć sfera intymna jest istotna, to czynienie z niej NAJWAŻNIEJSZEGO aspektu życia jest po prostu denne. I słusznie, bo jeśli szczytem naszej cywilizacji ma być puszczanie się na lewo i prawo, niezależnie od tego, kto to robi, to nie ma między nami różnicy od zwykłego zwierzęcia. Poza tym, trywializowanie w dzisiejszych czasach naprawdę ważnych wartości - takich jak wierność i wzajemne zaufanie - powinno się tępić, a nie gloryfikować.
0 0
odpowiedź