SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Sławomir Jastrzębowski: Nie będzie „spuszczania z tonu”

- „Super Express” nie zamierza „spuszczać z tonu” i robić gazety, z której zadowolone będą biura PR. Oczywiście ma to pewną cenę. Ostry ton publikacji sprawia, że narażamy się na procesy - mówi Wirtualnemedia.pl Sławomir Jastrzębowski, szef "Super Expressu".

Jastrzębowskiego nie przekonuje też idea łagodnienia „Faktu”, głównego konkurenta „Super Expressu”. - Przez kilka tygodni rzeczywiście wydawało mi się, że „Fakt” wyłagodniał. Przyszedł nowy prezes i wpadł na pomysł, że do łagodniejszego tabloidu łatwiej będzie ściągnąć reklamy. Genialna idea. Jednak po policzeniu wyników sprzedaży, po cichu wrócono do starego sprawdzonego wzorca, co jest działaniem może wbrew idei prezesa, ale za to racjonalnym – stwierdza Jastrzębowski.

Jastrzębowski zapowiada, że „Super Express” nadal będzie stawiał na zdecydowany ton publikacji. - Nie wierzę w przebojowość delikatnych mężczyzn i w siłę gazet robionych przez biura reklamy. „Super Express” nie zamierza prowadzić polityki robienia gazety, z której zadowolone będą biura PR. Oczywiście ma to pewną cenę. Ostry ton publikacji sprawia, że narażamy się na procesy. Ale polscy sędziowie zaczynają pozytywnie się zmieniać – mówi Jastrzębowski.

Szef „Super Expressu” wyraźnie zauważa tendencję tabloidyzacji polskich mediów. Jak mówi, obecny podział na media opiniotwórcze i bulwarowe jest sztuczny. – Taki podział jest wspierany przede wszystkim przez tzw. media opiniotwórcze tylko po to, by mogły one utrzymać przy sobie reklamodawców. Jesteśmy w Polsce w tym momencie na etapie tzw. „przebudzenia”. Wszyscy sobie uświadamiają, że jeśli chcą sprzedać komercyjnie informację, to mogą to zrobić tylko przez emocje. Już wielokrotnie widziałem sytuacje, które pokazują, że na przykład tzw. tygodnik opinii uczy się od tabloidu – choćby w sytuacji, gdy po katastrofie smoleńskiej, na okładce znanego magazynu pojawia się czcionka spływająca krwią. To jest rozwiązanie z „Super Expressu”. Nastąpiło w tej kwestii absolutne przemieszanie na polskim rynku mediów – mówi Jastrzębowski.


Ze Sławomirem Jastrzębowskim rozmawiamy m.in. o stanie polskiego rynku prasy bulwarowej, tabloidyzacji mediów oraz procesach, które wytaczane są redakcji „Super Expressu”.


Krzysztof Lisowski: Niedawno Patrycja Kotecka przegrała proces z Waszą redakcją. Sąd uznał, że pokazując Kotecką niosącą plakaty wyborcze Zbigniewa Ziobry, nie naruszyliście jej dóbr osobistych. Według naszych informacji, Kotecka nie zgadza się z tym wyrokiem, czeka na uzasadnienie sądu i bardzo poważnie rozważa możliwość wniesienia apelacji. Radość ze zwycięstwa nie jest przedwczesna?

Sławomir Jastrzębowski, redaktor naczelny „Super Expressu”: Pewnie, że jest przedwczesna, dlatego jest umiarkowana. My również czekamy na uzasadnienie sądu. A czekając dalej uważamy, że nasz artykuł był rzetelny i prawdziwy. Pokazaliśmy Patrycję Kotecką niosącą wielkie zdjęcia kandydującego wtedy do Europarlamentu Zbigniewa Ziobry. Pani Kotecka twierdzi, że publikacja naruszyła jej dobra osobiste, bo to nie były plakaty wyborcze. To co to było? Metrowe zdjęcia legitymacyjne? Pani Kotecka jest bezsprzecznie osobą publiczną i bardzo znaną dziennikarką. Bezsprzecznie jest też związana ze znanym politykiem. Ten fakt ma spore znaczenie dla polskiej polityki i polskiego dziennikarstwa. W czasie pisania artykułu próbowaliśmy się wielokrotnie kontaktować z panem Ziobro i panią Kotecką. Zbigniew Ziobro nie chce z nami rozmawiać od czasu, kiedy „Super Express” opublikował zdjęcie Patrycji Koteckiej topless – swoją drogą już ten fakt świadczy o ich wyjątkowej zażyłości. Telefonujemy do niego kilka razy w miesiącu pytając, czy zmienił zdanie. Jeszcze nie zmienił, ale już się trochę waha. Z panią Kotecką nie udało nam się skontaktować mimo prób. Zarzut, że nie usiłowaliśmy tego zrobić jest nieprawdziwy. Kilka dni przed ogłoszeniem wyroku pani Kotecka chciała przez adwokata zawrzeć ze mną ugodę. Uwielbiam godzić się z ludźmi, ale na moich warunkach. Nasz materiał był rzetelny i prawdziwy. Pogodzimy się później.

Zamierzacie w przyszłości trochę spuścić z tonu? „Fakt”, główny konkurent „Super Expressu” nieco złagodził swoje publikacje…

Też mi się wydawało przez kilka tygodni, że „Fakt” wyłagodniał. Przyszedł nowy prezes i wpadł na pomysł, że do łagodniejszego tabloidu łatwiej będzie ściągnąć reklamy. Genialna idea. Jednak po policzeniu wyników sprzedaży, po cichu wrócono do starego sprawdzonego wzorca, co jest działaniem może wbrew idei prezesa, ale za to racjonalnym. Nie wierzę w przebojowość delikatnych mężczyzn i w siłę gazet robionych przez biura reklamy. „Super Express” nie zamierza prowadzić polityki robienia gazety, z której zadowolone będą biura PR. Oczywiście ma to pewną cenę. Ostry ton publikacji sprawia, że narażamy się na procesy. Ale polscy sędziowie zaczynają pozytywnie się zmieniać. Przez ostatnie trzy lata, odkąd jestem redaktorem naczelnym „Super Expressu” widziałem kilku sędziów, którzy – wbrew wszelkiej logice – uważają, że pokazywanie tego, co może każdy przypadkowy człowiek zobaczyć na ulicy, jest zabronione. Absurd? W czystej postaci, ale ja za takie absurdy musiałem jakimś gwiazdeczkom płacić. Amerykański czy angielski sędzia wygoniłby takiego chciwego celebrytę z sądu. U nas były już pierwsze wyroki, w których sądy poważnie traktowały wolność słowa.

Na Waszych łamach regularnie zdarza się epatowanie makabrą czy krwią. Gdzie leży granica? Czego by Pan nie pokazał?

Ależ proszę Pana, w serwisach internetowych krążą zdjęcia prezydenta Kennedy’ego z roztrzaskaną głową, nagrody na prestiżowych konkursach fotograficznych od dawna zdobywają zdjęcia nagich, krzyczących, poparzonych napalmem dziewczynek, albo gnijących na wysypiskach ludzkich zwłok. Mimo to jacyś hipokryci krytykują „Super Express” za publikację zdjęć z miejsca katastrofy smoleńskiej, na których było widać wyłącznie worek wkładany do trumny. Jeden z drugim faryzeusz nazywa mnie hieną. Tymczasem jak „Gazeta Wyborcza” dokładnie z makabryczną szczegółowością opisała, jak wyglądało ciało prezydenta Kaczyńskiego i w jaki sposób zostało rozczłonkowane, to nie było żadnego problemu. To się nazywa „dwójmyślenie”. Powiedzmy sobie prawdę, krytykowanie „Super Expressu” za takie publikacje, to brudne sztuczki konkurencji. Bo nie chce mi się wierzyć w tak prostą głupotę i brak wiedzy krytykantów.

To co w takim razie jest granicą przy publikacji?

Granicą jest odpowiedzialny redaktor naczelny. Decyzję o publikacji podejmuję biorąc pod uwagę element funkcjonalności. Załóżmy, że wszyscy zgodnie twierdzą, iż jakiś znany ktoś umarł ze starości. A ja mam zdjęcia, na których widać dekapitacje. Publikować? Publikować!

Zawsze się zastanawiam, czemu ma służyć dana publikacja. Jeśli udokumentowaniu faktu, czegoś, co się zdarzyło, robię to. Jeśli na przykład przestrzegamy przed szaleńczą jazdą samochodem, publikujemy nawet drastyczne zdjęcia. Często słyszę zarzut, że epatujemy makabrą, ponieważ chcemy zwiększyć sprzedaż. Kolejny absurd. Po pierwsze wszyscy szefowie gazet mają na celu zwiększanie sprzedaży. Po drugie, wydarzenie trzeba relacjonować tak, żeby nie odwrócili się od nas czytelnicy. Wbrew pozorom epatowanie makabrą i golizną wcale nie przyciągają czytelników. Może być wręcz przeciwnie.

Jak Pan ocenia z perspektywy szefa „Super Expressu” polski rynek mediów bulwarowych?

Powiem szczerze, że już nie wiem, czym różnią się media bulwarowe od tak zwanych opiniotwórczych. Bo gdy na przykład widzę opiniotwórczą gazetę, która dołącza do swojego wydania nóż kuchenny… Obserwuję całkowitą tabloidyzację polskich mediów i to dobry kierunek. Sam podział na media bulwarowe i opiniotwórcze wydaje mi się obecnie sztuczny i nieprawdziwy – poza tym jest on wspierany przede wszystkim przez tzw. media opiniotwórcze tylko po to, by mogły one utrzymać przy sobie reklamodawców. Jesteśmy w Polsce w tym momencie na etapie tzw. „przebudzenia”. Wszyscy sobie uświadamiają, że jeśli chcą sprzedać komercyjnie informację, to mogą to zrobić tylko przez emocje. Już wielokrotnie widziałem sytuacje, które pokazują, że na przykład tzw. tygodnik opinii uczy się od tabloidu – choćby w sytuacji, gdy po katastrofie smoleńskiej, na okładce znanego magazynu pojawia się czcionka spływająca krwią. To jest rozwiązanie z „Super Expressu”. Nastąpiło w tej kwestii absolutne przemieszanie na polskim rynku mediów.

Czy „Super Express” ma specjalny budżet na procesy i odszkodowania?

Nie mamy takiego budżetu. Mamy jedną pulę pieniędzy, która jest przeznaczona na funkcjonowanie dziennika. Jeśli natomiast chodzi o procesy to mam świadomość, że wydajemy na ten cel zbyt dużo pieniędzy. I jest to tak naprawdę strata dla mnie.

Co Pan myśli o internetowych serwisach plotkarskich?

Niestety serwisy takie spłycają wszystkie informacje i ograniczają się do tematyki związanej z tzw. gwiazdami i gwiazdeczkami. „Super Express” ma serwis internetowy se.pl, w którym znajdują się nie tylko lekkie informacje, ale także felietony i poważne artykuły. Obejmując trzy lata temu stanowisko szefa „Super Expressu” powiedziałem, że chcę robić „prestiżowy tabloid”. Mimo że wiele osób naigrywało się ze mnie i z mojego rzekomego oksymoronu, to udaje mi się to robić z dużym sukcesem. Dowodem jest choćby fakt, iż w dobie kryzysu w 2010 roku mieliśmy na rynku najmniejsze spadki. Na naszych łamach chętnie pojawiają się najznamienitsze w państwie osoby, najwartościowsi ludzie pióra, ponieważ doskonale wiedzą, że dzięki „Super Expressowi” dotrą do tej szerokiej grupy odbiorców, w tym do czytelników, których mamy tylko my.

Jest Pan zwolennikiem zamykania treści w internecie?

Jestem w tej chwili zwolennikiem pełnego otwierania się na internet. Zrobiliśmy coś, czego nie zrobiła żadna gazeta. Całkowicie otworzyliśmy nasz serwis internetowy, który jest dostępny w 100 procentach za darmo. Czytelnik ma możliwość ściągnięcia w całości PDF-a z poszczególnymi wydaniami „Super Expressu”. Można to zrobić za pośrednictwem internetu i w wersji na iPhone’a. Docelowo serwis se.pl będzie pewnie płatny. Najlepiej byłoby jednak, gdyby serwisy wszystkich głównych mediów zrobiły takie zamknięcie jednocześnie. Generalnie uważam, że nie grozi nam upadek prasy papierowej z powodu zmian przyzwyczajeń czytelników. Dla papierowych gazet dużo poważniejsze są zagrożenia biznesowe, ceny papieru, liczba punktów sprzedaży, rosnące koszty dystrybucji etc. W Niemczech, gdzie mieszka 80 milionów ludzi, największa gazeta ma ponad 3 miliony sprzedaży. Idąc tym tropem, w Polsce, gdzie mieszka około 40 milionów osób, największa gazeta powinna osiągać nakład 1,5 miliona egzemplarzy. Tymczasem sprzedaje 400 tysięcy. To świadczy o tym, że nasz potencjał nie jest jeszcze wykorzystany.

Czy macie jakieś plany dotyczące stworzenia nowych serwisów internetowych?

Mamy, ale o planach się nie opowiada. Jest na rynku sporo portali plotkarskich, które kradną nam newsy czy zdjęcia. Mogę zdradzić, że zastanawiamy się nad uruchomieniem specjalnego serwisu dedykowanego tylko gwiazdom.

Co było dla „Super Expressu” ważne w zeszłym roku?

Katastrofa smoleńska. Odczuliśmy i czujemy do tej pory, co znaczy głód informacji naszych czytelników. W okresie od kwietnia do maja mocno wzrastały nakłady i sprzedaż poszczególnych tytułów. Również w naszym przypadku.

A kto przysporzył Wam największych problemów?

Obawialiśmy się, że wizerunkowy problem będziemy mieli z małżeństwem Lisów. Zarzucali nam w swoim pozwie, że pokazaliśmy zdjęcia i opublikowaliśmy informacje, które od początku do końca były nieprawdziwe (chodzi o słynną stłuczkę przed domem państwa Lisów, kiedy Hanna Lis uderzała swoim samochodem w auto stojące przed nią). W pozwie napisali, że tego zdarzenia w ogóle nie było. Chcieli udowodnić nam, że wymyśliliśmy tę historię. Tymczasem „Super Express” znany jest ze swojej wiarygodności. Możemy się pomylić, ale nigdy nie pozwolilibyśmy sobie na zmyślenie informacji. Po przedstawieniu przez nas dowodów w sądzie okazało się, że to Lisowie minęli się z prawdą.


O rozmówcy
Sławomir Jastrzębowski ma 43 lata. Jest absolwentem filologii polskiej na Uniwersytecie Łódzkim. Pracował m.in. dla łódzkich „Wiadomości Dnia”, „Dziennika Łódzkiego”, „Rzeczpospolitej”. W latach 2003 – 2007 związany z „Faktem”, gdzie był reporterem, szefem działy wydarzeń i na koniec zastępcą redaktora naczelnego. Od grudnia 2007 roku jest redaktorem naczelnym „Super Expressu”, natomiast od dwóch lat kieruje serwisem internetowym se.pl.

Dołącz do dyskusji: Sławomir Jastrzębowski: Nie będzie „spuszczania z tonu”

34 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Gembal
Dlaczego ten pan jeszcze nie siedzi?
0 0
odpowiedź
User
myk
O Boże ten facet o mentalności i wyglądzie pałkarza w dresie sadzi jakieś androny. Tożto szumowina z brukowca i tyle.
0 0
odpowiedź
User
slawus
To teraz ten półglowek udziela juz wywiadow portalowi wirtualnamenda?
0 0
odpowiedź