Sokołów robi błąd, pozywając vlogera za niepochlebną recenzję
Firma Sokołów wobec vlogera Piotra Ogińskiego, który zamieścił mocno krytyczną ocenę jej produktów, mogłaby zastosować szereg znacznie skuteczniejszych narzędzi niż nakaz usunięcia materiału i pozew sądowy - oceniają eksperci z branży public relations pytani przez Wirtualnemedia.pl.
Wiosną początku br. Piotr Ogiński na swoim youtube’owym wideoblogu „Kocham gotować” ostro skrytykował tatar produkowany przez firmę Sokołów, oceniając, że jest o wiele gorszy od mięsa kupionego na targu. Kanał Ogińskiego (dostępny pod adresem youtube.com/paei100) jest najpopularniejszym polskim vlogiem kulinarnym - tylko w lipcu br. zamieszczone na nim materiały zanotowały 2,1 mln odtworzeń (zobacz szczegółowy ranking), a ogółem oglądano je 33,5 mln razy, a kanał ma obecnie 181 tys. subskrybentów.
Jednak w lipcu krytycznej wideorecenzji tatara z Sokołowa nie można już było obejrzeć na kanale. Firma Sokołów uzyskała bowiem sądowy nakaz usunięcia materiału. Przy czym nie oznacza to, że wideo stało się niedostępne, ponieważ w międzyczasie zamieścili je inni internauci. A kiedy Ogiński ujawnił powód skasowania tego filmiku (a także innego, w którym krytykował parówki z Sokołowa), materiał pojawił się na kolejnych innych kontach youtube’owych i zewnętrznych serwisach - zgodnie z tzw. efektem Babry Streisand.
W tej sytuacji Sokołów złożył pozew przeciw Piotrowi Ogińskiemu, domagając się od niego 150 tys. zł odszkodowania. Firma zarzuca vlogerowi naruszenie jej dóbr osobistych poprzez niezgodne z prawem wprowadzanie konsumentów w błąd, naruszanie renomy przedsiębiorstwa i podważanie jakości jego produktów.
- Istotne jest także, że przeprowadzone „testy” produktów były nierzetelne: porównywane były różne produkty, a obok subiektywnej oceny - do której każdy ma prawo - przedstawiane były fałszywe informacje o szkodliwości produktów - podkreśliła firma w oświadczeniu. - Naprawdę uważamy, że każdy ma prawo do wyrażania swoich opinii oraz do krytyki w Internecie, ale taka krytyka nie może oznaczać łamania prawa i czerpania profitów z takiej działalności, zwłaszcza przy jednoczesnym wprowadzaniu w błąd co do ocenianych produktów. Szanujemy rzetelne testy produktu, jednak nie możemy zgodzić się na bezpodstawne i krzywdzące oskarżenia związane z naszymi produktami, które pozytywnie przechodzą rygorystyczne i regularne kontrole jakości - dodała.
Piotr Ogiński broni się, twierdząc, że prawie rok przed opublikowaniem wideorecenzji tatara Sokołów poinformował firmę, że szykuje ten materiał, i podał to na Facebooku. Jednak w ciągu 11 miesięcy przedsiębiorstwo się do niego nie odezwało.
Roszczenia firmy wobec vlogera zmobilizowały wielu internautów, którzy od kilku dni krytykują działania Sokołowa na jego fanpage’u facebookowym. Zareagowali też niektórzy blogerzy - autorzy Adbustera (recenzującego produkty pod kątem informacji zawartych w ich reklamach) i VlogMateusz nagrali prześmiewczą piosenkę o firmie.
Pytani przez Wirtualnemedia.pl eksperci z agencji public relations zaznaczają, że firma Sokołów ma prawo do ochrony swojego wizerunku (tak samo jak Piotr Ogiński ma prawo do publikowania własnych opinii o jej produktach), jednak wybrała błędne metody. - Lepszym rozwiązaniem byłoby skontaktowanie się z blogerem, przekazanie rzeczowych materiałów na temat produktów i w ostateczności zaproszenie go do Sokołowa (zorganizowanie wycieczki do fabryki, pokazanie procesu produkcji od kuchni, degustację produktów) - wylicza Agata Zeman, client director w 24/7PR. - Piotr Ogiński przeprowadził test, którego rzetelność łatwo podważyć (co zresztą zrobiła inna blogerka, Zuzanna K. Filutowska - Platyna). Firma zaś wycelowała w blogera działa, które może i sprawdziłyby się w połowie lat 90., ale w czasach „internetów” przyniosły efekty… doskonale widać, jakie - zauważa Adam Kozłowski, account manager w Monday PR. - Oczywiście Sokołów mógł poczuć się niesprawiedliwie pomówiony, ale pozew sądowy byłby rozsądnym rozwiązaniem tylko w sytuacji, gdyby autorem pomówienia był konkurent albo mainstreamowe medium (choć, z tego co pamiętam, pozywanie prasy zazwyczaj także nie sprawdza się najlepiej). Pozywanie blogera ma tylko jeden cel - zastraszenie, ponieważ wiadomo, że nie będzie go stać na walkę sądową z wielką firmą - ocenia Jacek Karaszewski, managing director Walk Digital.
Według Adama Kozłowskiego firma mogłaby pokonać krytykę vlogera jego własną bronią. - Czemu nie zrobić testu testu tatara? Zatrudnić eksperta-dietetyka, który rozłożyłby na czynniki pierwsze recenzję „Kocham Gotować”, równie ostentacyjnie reagując na niedopatrzenia (odruchy wymiotne) blogera, jak ten reagował na mięso Sokołowa. Taki internetowy diss na dissującego. Pewnie byłby fejm, a tak jest flejm - stwierdza Kozłowski. - Natomiast wejście przez firmę w otwarty spór (szczególnie sądowy) z blogerem może przynieść wyłącznie straty. To oczywiste, że starcie firma vs. bloger właściwie zawsze zmienia się w konflikt firma vs. internet, a tej potyczki jeszcze nikt nie wygrał - o tym wiemy już od prehistorycznych czasów Kominka i Dr Oetkera - dodaje Jacek Karaszewski. - O tym kryzysie wizerunkowym usłyszymy raz jeszcze w dniu rozprawy, a miesiąc później sprawa pójdzie w zapomnienie (dłużej będziemy pastwić się nad Sokołówgate podczas konferencji branżowych) - uważa Adam Kozłowski.
Kozłowski zauważa też jednak pozytywy tej sytuacji. - Po pierwsze, blog został potraktowany jak duże, zasięgowe medium. A przecież o to się Polska biła! Po drugie, w sieć poszedł sygnał: w parze z zasięgiem i płynącym z niego rządem dusz idzie odpowiedzialność za słowo, dlatego krytykuj (i chwal), ale rzetelnie. Po trzecie, mamy kolejny ciekawy case i naukę dla firm, że internet, media społecznościowe i blogosfera rządzą się swoimi prawami, oldschoolowe narzędzia niekoniecznie się sprawdzają - wylicza ekspert.
Dołącz do dyskusji: Sokołów robi błąd, pozywając vlogera za niepochlebną recenzję
Brawo Sokołów, a WirtualneMedia niech myślą kogo zapraszają jako specjalistów, wypadałoby.