Jak zwalniano lokalnych prezenterów w Radiu ESKA? "Tuż przed programem pojawił się jeden z szefów z centrali"
- Nagle okazało się, że programu nie poprowadzimy, bo schodzi z anteny. W każdym oddziale pojawił się przedstawiciel centrali. Jego wizyta nie była wcześniej zapowiedziana, więc to było totalne zaskoczenie - opowiada jeden z pracowników Radia ESKA. W rozgłośni w czwartek niespodziewanie zlikwidowano ostatnie pasma lokalne. I jednocześnie zapowiedziano, że stacja zatrudni kilkudziesięciu nowych dziennikarzy, by tworzyć więcej lokalnych treści multimedialnych.
W środę, 9 lutego poprowadzili ostatni program "Wrzuć na luz". To prezenterzy popołudniowej audycji (godz. 15-18) Radia ESKA w Łodzi, Poznaniu, Wrocławiu, Gdańsku i Sosnowcu. W sumie 14 osób. O tym, że program był ostatni, dowiedzieli się dzień później. Przyszli do radia, a gdy zbliżała się godzina startu audycji, w stacji pojawił się "człowiek z Jubilerskiej". Z centrali Radia ESKA w Warszawie (siedziba znajduje się przy ul. Jubilerskiej) oddelegowano pięć osób. Każdy miał inny cel podróży (Łódź, Poznań, Wrocław, Gdańsk, Sosnowiec), ale tę samą wiadomość do przekazania. - Krótka, indywidualna rozmowa. Padła informacja, że program lokalny został zlikwidowany i firma wdraża reorganizację pracy redakcji lokalnej - opowiada osoba, która w czwartek straciła pracę. - Nie wiedzieliśmy wcześniej, że takie są plany. Tuż przed programem pojawił się jeden z szefów z centrali i wręczył wypowiedzenie.
Teraz nasz rozmówca wydaje się spokojny. - A może to do mnie jeszcze nie dotarło? - wzdycha.
Inny prowadzący "Wrzuć na luz", który nie stracił pracy, opowiada: - Jeszcze w środę nic nie wskazywało, że ktokolwiek podejmie taką decyzję. Zaskoczeni byli ludzie we wszystkich oddziałach. W czwartek, gdy byliśmy zwarci i gotowi, nagle okazało się, że programu nie poprowadzimy, bo schodzi z anteny. W każdym oddziale pojawił się przedstawiciel centrali. Jego wizyta nie była wcześniej zapowiedziana, więc to było totalne zaskoczenie.
"Wrzuć na luz" z Warszawy na całą Polskę
O godz. 15 w czwartek program "Wrzuć na luz" pojawił się na antenie ESKI, ale był nadawany z Warszawy. Na całą Polskę prowadzą go Jan Pirowski i Paweł Karpiński, dobrze znani słuchaczom 36 lokalnych stacji Radia ESKA. Bo tam przez cały dzień emitowany jest program z centrali, z krótkimi wstawkami lokalnymi (na wiadomości, pogodę, traffik i reklamy). Jedynie w Łodzi, Poznaniu, Wrocławiu, Gdańsku i Sosnowcu utrzymano w ramówce trzygodzinne pasma prowadzone przez swoich prezenterów. W czwartek większość dostała wypowiedzenia. Pracę stracili na pewno Małgorzata Błażewicz (Łódź), Maciej Józefowicz i Marta Uzarska (Gdańsk), Maciej Stajniak i Tomasz Wołodźko (Wrocław), Maciej Narożny i Artur Klimaszewski (Poznań). Odchodzi także Elżbieta Dutkiewicz, dyrektor programowa, która nadzorowała pracę lokalnych zespołów. Część ekipy tworzącej pasmo "Wrzuć na luz" dostała możliwość dalszej pracy i pozostania w newsroomie.
Pracownik ESKI przypomina, że w popołudniowym programie pracowało na antenie dwóch prezenterów muzycznych, a gdy podjęto decyzję, że będą to trzyosobowe teamy, dołączono osobę z newsroomu, która odpowiadała za serwisy informacyjne (jedynie w Sosnowcu gospodarzami "Wrzuć na luz" były dwie osoby). - Każde z nas pojawiało się we wszystkich wejściach antenowych, więc program prowadziliśmy faktycznie w trójkę - mówi osoba, która przygotowuje serwisy i była jedną z prowadzących popołudniowe pasmo.
"Na razie nikt nic nie wie"
Stacja chce wzmacniać miejscowe zespoły reporterskie. - Większy zespół, więcej atrakcyjnych treści, a przede wszystkim jeszcze wyższa ich jakość. Na to stawiamy - dodaje Paweł Szaniawski. Stacja swój projekt nazywa "rozwojowym". Jego osią ma być lokalność. "Przewidziane jest powstanie regionalnych struktur wydawców wielomediowych oraz ekip eksperckich, które będą wspierały transformację online" - zapowiedziano w komunikacie.
Zespół Radia ESKA na razie nie zna żadnych szczegółów. - Oczekujemy wyjaśnień, bo nikt z ludźmi z newsroomu nie rozmawiał. Myślę, że przyszły tydzień będzie obfitował w nowe wiadomości, bo zarząd pewnie ma już wszystko ustalone. Jesteśmy ciekawi, jaki mają pomysł na lokalność. Na razie nikt nic nie wie. Jedynie wydawcy regionalni dostali informację, że dziennikarze w oddziałach mają się nie martwić, bo kolejnych zwolnień nie szykują - mówi jedna z osób, która nie straciła w czwartek pracy. - Przykre, że tak pożegnano się z osobami, które od lat tworzyły lokalne Eski. Byliśmy jedną drużyną i jest mi teraz ciężko.
"To były prawdziwie lokalne pasma"
Pytam, czy to nie dziwne, że program zdjęto z anteny z dnia na dzień, w środku tygodnia. - Ja tego tak nie odbieram. Gwałtowne cięcie jest lepsze niż krojenie po kawałku, bo mniej boli. Dobrze, że dowiedzieliśmy się nagle. Zresztą tak działają korporacje - mówi zwolniona w czwartek osoba. - Jak mielibyśmy prowadzić program tuż po tym, gdy dowiadujemy się, że to jego ostatnie wydanie? Przez trzy godziny śmiać się ze słuchaczami, a o godz. 17:55 powiedzieć: "To już koniec. Więcej nas nie usłyszycie"? To byłoby kompletnie bez sensu. To, co zrobili szefowie, było dobrze przygotowaną akcją. Dzięki temu oszczędziliśmy sobie niepotrzebnych emocji i nerwów. Ze słuchaczami zawsze możemy się pożegnać i wcale nie potrzebujemy do tego radia. Są inne kanały, za pomocą których możemy się z nimi umówić. Rozumiem tych, którzy z rozgoryczeniem komentują zmiany. Są zaskoczeni tak, jak my. Dla nas to bardzo ważne i wzruszające, jak słuchacze reagują na wieść o zniknięciu naszego pasma, a to znaczy, że czuli się z nami mocno związani.
Pracownik ESKI przypomina, że "Wrzuć na luz" było ostoją lokalności w Radiu ESKA. - To były prawdziwie lokalne pasma. Mówiliśmy o tym, co dzieje się w mieście, jaka jest pogoda, gdzie jest kraksa na drodze, które miejsca omijać, żeby nie stać w korku. Mieliśmy sporo konkursów, w których rozdawaliśmy wejściówki do kina, karnety na masaż czy do restauracji. Codziennie dzwonili i pisali do nas słuchacze. Że mają urodziny, że stoją w korku, że gdzieś był wypadek. Mówiliśmy o tym od razu, a słuchaczy zapraszaliśmy na antenę. Mieliśmy też sztandarowy konkurs "Bal czy szmal", w którym pomagaliśmy rozwiązywać miłosne kłopoty. Ten cykl zniknął z głównej anteny w Warszawie, a u nas ciągle wzbudzał zainteresowanie. Naszą rolą było towarzyszenie ludziom w drodze z pracy do domu i zarażanie ich dobrym humorem. I otrzymywaliśmy feedback od słuchaczy, że poprawiamy im nastrój - opowiada dziennikarz Radia ESKA.
Z kolei osoba, która w czwartek straciła pracę, przyznaje, że nie dostała innej propozycji pozostania w firmie, np. w newsroomie. - Tyle lat pracy w radiu nauczyło mnie, że w mediach nie ma nic pewnego. To było miejsce, w którym poznało się mnóstwo fajnych ludzi. Ale życie płynie dalej, a przede mną - mam nadzieję - nowe otwarcie - mówi eksgospodarz "Wrzuć na luz".
Serwisy lokalne (na razie) bez zmian
Czy były wcześniej przecieki na temat zamknięcia lokalnych pasm? - Nie potwierdzam, nie zaprzeczam. Ale nie mam pretensji do firmy, że stawia na centralizację. Widocznie mają inny pomysł na dotarcie do nowych słuchaczy. Tyle, że nie będziemy już brali w tym udziału. Skoro zmieniają się odbiorcy, to i radio musi się zmienić. Jeśli chcesz pozyskać nowego odbiorcę, idziesz z duchem czasu - mówi nasz rozmówca.
Radio ESKA tak wyjaśnia likwidację lokalnych pasm. - Chcemy, by wszystkie nasze lokalne anteny bardziej żyły tematyką lokalną przez cały dzień i przez cały tydzień, a nie jedynie od poniedziałku do piątku przez trzy godziny w pięciu wybranych stacjach - mówi Mariusz Szuster, dyrektor generalny Grupy Radiowej ZPR Media. Nie wyjaśnia, co ma na myśli.
Pracownicy Radia ESKA przyznają, że od czwartku poza likwidacją pasm lokalnych nic się nie zmieniło. Wiadomości nadawane z poszczególnych miast, w których gra rozgłośnia, są emitowane z tą samą częstotliwością. - Podczas "Wrzuć na luz" serwisy lokalne pojawiały się co godzinę i były uzupełniane informacjami pogodowymi i traffikami. Ale gdy tylko działo się coś ważnego na drogach, mówiliśmy o tym od razu na antenie, nie czekając na serwisy drogowe. Teraz to będzie niemożliwe. Zresztą obecnie wszystkie materiały lokalne są wcześniej nagrywane, nawet pogoda i traffiki - mówi znana osoba z ESKI.
- W soboty i niedziele emitowane są sześć razy dziennie (co dwie godziny) lokalne serwisy "Miasto na czasie", czyli imprezowe rozkłady jazdy. We wrześniu skrócono je i nie trwają już nawet 60 sekund. Jeśli chodzi o wiadomości lokalne w ciągu dnia, to pojawiają się o pełnej godzinie między godz. 9 a 17. W jednym dwuminutowym bloku połączono informacje z miasta z imprezkowym rozkładem jazdy. Bardzo dużo wydań lokalnych prognozy pogody i traffików pojawia się w porannym paśmie między godz. 6 a 9. Z kolei informacje o tym, co ciekawego można robić w mieście, emitowane są od 17 do 20 co godzinę - szczegółowo opisuje osoba pracująca w newsroomie.
Pytam rozmówcę, czy słuchacz ESKI będzie teraz czuł, że to radio lokalne? - Już w to nie wierzę. Gdybyś zapytał mnie we wtorek, to odpowiedź byłaby inna.
"Teraz wszystko nagrywamy"
- To jest kosmos! Nie mogę w to uwierzyć. Mamy totalny regres i rezygnację z lokalnych twarzy i głosów, które były szeroko rozpoznawalne. Jaki to ma sens, nie wiem, ale może się nie znam. Zdjęcie programu z dnia na dzień to kompletnie niezrozumiała decyzja - ocenia osoba, która jeszcze kilka dni temu prowadziła lokalne "Wrzuć na luz".
Zapytaliśmy Pawła Szaniawskiego, na czym polega założenie, by "wszystkie nasze lokalne anteny bardziej żyły tematyką lokalną", jeśli rezygnuje się z pasm tworzonych całkowicie lokalnie i czy będzie więcej wydań serwisów lokalnych (albo czy będą dłuższe). - Wszystko, co mieliśmy na ten moment do przekazania, znalazło się w czwartkowym komunikacie - odpowiedział wiceprezes Radia ESKA. Jednocześnie zapewnił, że wszystkie zapisy koncesyjne we wszystkich stacjach Radia ESKA były i będą realizowane.
Nie wszystkich ta argumentacja przekonuje. - To, że było się częścią programu na żywo, wiele dla nas znaczyło. Teraz czuję, jakby nam ktoś zabrał radiowe serce - mówi osoba, która nie została zwolniona z Eski i pozostaje w newsroomie. - Czuję dystans do tego, co się wydarzy. Nie wiem, czy się cieszyć, że zostaję. Od czwartku towarzyszą mi dziwne emocje, bo z jednej strony jest mi głupio w stosunku do tych, którzy dostali wypowiedzenia, a z drugiej ulga, że nie straciło się pracy. Ale czy to znaczy, że jeszcze pracuję w radiu? Teraz wszystko nagrywamy, więc trochę jakbyśmy tworzyli podcasty, a radio to przecież praca na żywo.
Dołącz do dyskusji: Jak zwalniano lokalnych prezenterów w Radiu ESKA? "Tuż przed programem pojawił się jeden z szefów z centrali"
Wołodźko był tym, który zakładał Eskę Wrocław i był jej głównym szefem.