Wywiad z prof. dr hab. Magdaleną Król z Wydziału Medycyny Weterynaryjnej Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie, która zdobyła grant Europejskiej Rady ds. Badań (European Research Council) w kwocie ponad 1,4 mln euro na badania nad nowotworami.
Krzysztof Szwejk: Pani Profesor, przede wszystkim gratuluję dotychczasowych sukcesów naukowych i nagród, które Pani zdobyła. Moje pierwsze pytanie dotyczy weterynarii. Dlaczego wybrała Pani akurat ten kierunek jako swoją drogę zawodową?
Prof. Magdalena Król: To było marzenie, które pielęgnowałam od dziecka. Zawsze lubiłam psy i jako dziecko marzyłam, żeby jeździć na wystawy psów. Moi rodzice byli „szczęśliwi”, że musieli mnie wozić co weekend na wystawy psów rasowych. Mieliśmy amatorską hodowlę Bouvierów Flandryjskich, a obcując z tym kynologicznym światem marzyłam, żeby zostać lekarzem weterynarii, szczególnie położnikiem i odbierać porody. Stało się inaczej i zostałam naukowcem. Moja praca naukowa ostatnio nieco skręciła w stronę człowieka.
K. Sz.: Dlaczego postanowiła Pani poświęcić się badanom nowotworów?
M. K.: Bo to jest duży problem ludzkości. Fascynowało mnie, że w naszym organizmie rozwija się jakiś intruz, który pochodzi z naszych komórek, z naszych tkanek a my go nie eliminujemy. Tuż po studiach pracowałam w klinice weterynaryjnej i widziałam, że to jest bardzo duży problem. Co trzeci zwierzak przychodził albo z kleszczem albo z nowotworem. Kiedy rozpoczynałam doktorat, mój promotor profesor Tomasz Motyl akurat zainteresował się tematem nowotworów u psów, a ja znalazłam się w odpowiednim czasie, w odpowiednim miejscu. Tak to się właśnie zaczęło. Sama nie sądziłam, że aż tak bardzo wciągnie mnie praca naukowa.
K. Sz.: Wszyscy zapewne o to Panią pytają. Jak Pani ocenia, kiedy zaczniemy skutecznie walczyć z nowotworami?
M. K.: To zależy z którymi. Są nowotwory z którymi w miarę skutecznie walczymy już dzisiaj. Z kolei w walce z innymi nowotworami stosowane są leki i protokoły chemioterapii z lat siedemdziesiątych. Więc w tych przypadkach zupełnie nic się nie zmieniło. Zmieniła się natomiast świadomość ludzi. Przełamujemy w sobie niechęć do badań profilaktycznych i coraz częściej robimy sobie badania przesiewowe. Dlatego część nowotworów jest wcześnie wykrywana, a im wcześniej nowotwór zostanie wykryty, tym większa jest szansa na uratowanie pacjenta. Jeśli chodzi o terapię, w ostatnich latach doszło do znacznego kroku wprzód. Pojawiły się terapie komórkowe, immunoterapie. Bardzo mocno wierzę także w swój projekt. Mój pomysł walki z rakiem, na który otrzymałam grant Europejskiej Rady ds. Badań jest piękny w swej prostocie bo wykorzystuje fizjologię własnego organizmu do tego, żeby przechytrzyć nowotwór. Jest to pomysł na który dotychczas nikt nie wpadł.
K. Sz.: Wyjaśnijmy zatem na czym koncentrują się Pani badania i jaki mechanizm chce Pani profesor wykorzystać do zwalczania nowotworów? W wywiadach używa Pani często sformułowania „plecaki z bombą w środku”.
M. K.: Używam sformułowania „plecaki z bombą w środku” by w przystępny sposób wyjaśnić ten mechanizm. W projekcie na który dostałam grant na kwotę ponad 1,4 mln euro są dwa główne cele. Pierwszy jest czysto naukowy. Jest to wyjaśnienie nowo odkrytego przeze mnie procesu jakim jest przekazywanie pewnych białek z komórek układu odpornościowego wprost do komórek nowotworowych. Białka te mają budowę klatek i można w tych klatkach umieścić leki antynowotworowe. Ich rola w pojedynczej komórce jest znana, ale nikt do tej pory nie zauważył aby były one przekazywane z komórki do komórki. Chcemy się dowiedzieć dlaczego tak się dzieje. Oczywiście mam hipotezy na ten temat, ale musimy je dokładnie przebadać i albo je udowodnić albo obalić. Drugi cel to wykorzystanie tego mechanizmu do wprowadzenia do guza „konia trojańskiego” czyli wykorzystanie komórek układu odpornościowego, które naturalnie wędrują do guza, aby zaniosły i w naturalny sobie sposób przekazały komórkom nowotworowym badane białka. Tylko, że te białka będą zawierały w środku substancje antynowotworowe. Byłaby to bardzo precyzyjna terapia.
K. Sz.: Są to bardzo pracochłonne i trudne badania. Prowadzi Pani kilka różnych projektów. Jak Pani znajduje czas na wszystko?
M. K.: Nie będę ukrywać, że z wolnym czasem jest krucho. To co robię, praca naukowa jest moją pasją i moim hobby. Inni wracają z pracy do domu i oddają się swojemu hobby. Ja oddaję się temu mojemu hobby cały czas. I to jest chyba tak naprawdę klucz do tego, że tak dużo w tym ograniczonym czasie udaje mi się zrobić. Wyrobiłam w sobie też umiejętność bardzo dobrego planowania. Ważna jest hierarchizacja zadań. Jestem dość zorganizowana i staram się nie tracić czasu na rzeczy mało istotne. Przychodzę do pracy i pracuję, a czasami nawet biegam ze spotkania na spotkanie oszczędzając w ten sposób czas. Także w domu wykorzystuję każdą wolną chwilę do pracy siedząc często do późna w nocy. Czasami aby nie zwariować wychodzę pojeździć rowerem, poćwiczyć na siłowni, albo po prostu czytam książki. Nad tymi badaniami pracuje ze mną grupa kilkunastu młodych osób, którzy są zapaleńcami, którzy tak jak ja chcą dokonać czegoś ważnego i przydatnego dla ludzi. Tworzymy zgrany zespół naukowców, pasjonatów i przyjaciół. Lubimy atmosferę w pracy i lubimy w niej przebywać. To też jest jeden z niezbędnych elementów koniecznych do osiągnięcia sukcesu.
K. Sz.: Czego Pani i całemu Zespołowi szczerze życzę. I z niecierpliwością czekamy na pierwszego Nobla dla naukowca z SGGW.
M. K.: Dziękuję w imieniu swoim i całego Zespołu.
dostarczył infoWire.pl