Henning Mankell - Kurt Wallander
2010-07-23 16:43:26 - lolka
recenzję :D)
Dawno, dawno temu kupiłam w jakichś śmiesznych, wyprzedażowych cenach
trochę kryminałów z serii Polityki i do wakacji ostał mi się jeno
Henning Mankell (widać miał najmniej zachęcający opis na tylnej
okładce). Sztuk dwie: Mężczyzna, który się uśmiechał i O krok.
Przeczytałam obie (plus kończę trzecią Fałszywy trop - akurat
dziwnym trafem to była jedyna dostępna w mazurskim kiosku) i jakieś
takie mieszane uczucia mam - podoba mi się to, czy nie podoba... Może Wy
mi powiecie, czy mi się ma podobać i dlaczego ;)
Przy pierwszej książce chciałam już sobie odpuścić, bo nastrój taki
duszny, ciężkawy, a i bohater na pierwszy rzut oka odstręczający
trochę - sika pod ścianą na ulicy, spocone pachy wyciera w zasłonę,
fuj. Żadnych młodych, pięknych i bogatych, szybkich samochodów,
słonecznych plaż, romansu w tle i błyskotliwych dowcipnych pogaduszek..
Łee.
Ale nie było nic innego do czytania i przebrnęłam i nawet przywykłam
do tej brzydoty tła, w końcu - mówię sobie - prawdziwa jest. Może taka
nordycka, bo świta mi, że kiedyś czytałam jakichś pisarzy z północy i
też tak mieli - szaroburo, depresyjnie i pogoda brzydka.
Ale co mnie strasznie denerwuje to fakt, że nijak się z bohaterami
zżyć nie można - ani polubić, ani znielubić - nic o nich nie wiemy. No
jeszcze o Wallanderze trochę, ale cała reszta nijaka, może autor nie
umiał o tym pisać, a może chciał się głównie na intrydze skupiać (ale
wtedy IMHO powinien inaczej konstruować opowieść - ja tam wolę nie
wiedzieć kto zabił, a u Mankella zawsze dowiadujemy się o tym już na
początku; fakt, że gdy to wiemy, to lepiej się śledzi poczynania
komisarza Wallandera, lecz brak tej satysfakcji, że się samemu
zgadło).
Tam jest parę postaci, które mogłyby być ciekawe, gdyby im dodać
trochę charakteru - chociażby ten technik, a tymczasem nic od strony
prywatnej nie ma, zupełnie nic, nawet jakichś prywatnych relacji
międzyludzkich, każdy z nich to jakiś osobny byt i do tego mrukowaty.
No nie mówię, że mają się wszyscy kochać, ale skoro razem pracują, to
nierealne mi się wydaje, że nikt z nikim się nie koleguje, nie chadza
na piwo, nie zwierza się... Tego mi w tej książce brakuje. Chciałabym w
niej kogoś polubić, kogoś znielubić, a autor mi nie pozwala. Tego
kostropatego Wallandera to się zaczyna lubić chyba siłą
przyzwyczajenia, jak kogoś kogo już długo znamy i przywiązaliśmy się.
Ale to mało.
Za to podoba mi się sam opis pracy policji, drobiazgowe streszczenie
wszystkich czynności, jakie w toku śledztwa wykonuje ekipa policyjna.
Mam wrażenie (laika), że to jest dosyć realistycznie opisane - trochę
przypomina mi polski serial Fala zbrodni - o którym krążyły opinie
że jest jednym z prawdziwszych, jeśli chodzi o realia policyjne.
Realistycznie - choć nie bez paru wpadek i nielogiczności, czego
strasznie nie lubię w kryminałach i z trudem przełykam.
Co jeszcze mnie drażni u Mankella - po trzech przeczytanych częściach
mogłabym sama napisać kolejną. gdybym tylko miała intrygę kryminalną,
to cała reszta jest banalna, bo opakowanie w każdej części jest
identyczne. Policjanci narzekają na mróz/upał, Wallander jest
niewyspany, dowiadujemy się, że źle się odżywia i ma na środku salonu
stertę brudnych ciuchów, które zapomina oddać do pralni. Wieczorami
dzwoni do córki lub kobiety, albo myśli czyby zadzwonić i ostatecznie
nie dzwoni. Do domu przyjeżdża o dziwnych porach i wyłącznie po to aby
wziąć prysznic i zmienić koszulę. Jak ma dużo czasu to jeszcze wypija
kawę. Jest pracoholikiem i niewiele w życiu poza pracą ma, a do tego
ciągle zastanawia się nad sensem bycia policjantem we współczesnym
świecie, który jest zupełnie inny niż za jego młodości. A jego ojciec
maluje obrazy. Z głuszcem lub bez.
I o tym wszystkim się dowiaduję w kółko i kółko z każda powieścią od
nowa, nawet brudne ubrania na podłodze jakby te same ;) No ile można.
Ponarzekałam, ponarzekałam, a jednak wciągnęły mnie te książki i być
może jak skończę trzecią to kupię kolejną. Sama nie wiem dlaczego -
serio.
--
*lolka*
Re: Henning Mankell - Kurt Wallander
2010-07-26 19:41:08 - Theli
> Przy pierwszej książce chciałam już sobie odpuścić, bo nastrój taki
> duszny, ciężkawy, a i bohater na pierwszy rzut oka odstręczający
> trochę - sika pod ścianą na ulicy, spocone pachy wyciera w zasłonę,
> fuj. Żadnych młodych, pięknych i bogatych, szybkich samochodów,
> słonecznych plaż, romansu w tle i błyskotliwych dowcipnych pogaduszek.
> Łee.
> Ale nie było nic innego do czytania i przebrnęłam i nawet przywykłam
> do tej brzydoty tła, w końcu - mówię sobie - prawdziwa jest. Może taka
> nordycka, bo świta mi, że kiedyś czytałam jakichś pisarzy z północy i
> też tak mieli - szaroburo, depresyjnie i pogoda brzydka.
>
> Ale co mnie strasznie denerwuje to fakt, że nijak się z bohaterami
> zżyć nie można - ani polubić, ani znielubić - nic o nich nie wiemy. No
> jeszcze o Wallanderze trochę, ale cała reszta nijaka, może autor nie
> umiał o tym pisać, a może chciał się głównie na intrydze skupiać (ale
> wtedy IMHO powinien inaczej konstruować opowieść - ja tam wolę nie
> wiedzieć kto zabił, a u Mankella zawsze dowiadujemy się o tym już na
> początku; fakt, że gdy to wiemy, to lepiej się śledzi poczynania
> komisarza Wallandera, lecz brak tej satysfakcji, że się samemu
> zgadło).
> Tam jest parę postaci, które mogłyby być ciekawe, gdyby im dodać
> trochę charakteru - chociażby ten technik, a tymczasem nic od strony
> prywatnej nie ma, zupełnie nic, nawet jakichś prywatnych relacji
> międzyludzkich, każdy z nich to jakiś osobny byt i do tego mrukowaty.
> No nie mówię, że mają się wszyscy kochać, ale skoro razem pracują, to
> nierealne mi się wydaje, że nikt z nikim się nie koleguje, nie chadza
> na piwo, nie zwierza się... Tego mi w tej książce brakuje. Chciałabym w
> niej kogoś polubić, kogoś znielubić, a autor mi nie pozwala. Tego
> kostropatego Wallandera to się zaczyna lubić chyba siłą
> przyzwyczajenia, jak kogoś kogo już długo znamy i przywiązaliśmy się.
To obejrzyj filmy (lecą co jakiś czas na Polsacie) - będziesz miała i
relacje i romanse i zobaczysz, że okoliczności przyrody naprawdę są
takie dołujące. Do tego szwedzka prostota, skromność i jazda nawet
szybkim samochodem dozwolone 70km/h poza terenem zabudowanym.
Ale i tak wciąga :)
th
--
nitkowo.bloog.pl/