Branża reklamowa podzielona ws. „Smutnego autobusu”: bajka dla dorosłych bez finezji
Stylistyka bajki dziecięcej i brak happy endu w spocie „Smutny autobusu” mogą zwrócić uwagę rodziców na poruszany w nim problem. Z drugiej strony wyśmiewanie filmiku w mediach i internecie sprawia, że jego tematyka schodzi na dalszy plan - oceniają dla Wirtualenemdia.pl specjaliści z agencji reklamowych.
Malina Wieczorek, dyrektor agencji Telescope
Gdy po raz pierwszy zobaczyłam tę reklamę, zrobiło mi się żal „smutnego autobusu”. Spot wydal mi się bezwzględny. Szczególnie, że mam na koncie wiele reklam dla osób niepełnosprawnych, dyskryminowanych, a tu są elementy agresji i szydzenia z bohatera.
Ale... z perspektywy czasu, oceniam go lepiej. Przecież personifikacja rzeczy martwej jest tu tylko zabiegiem formalnym, a życie i zdrowie naszych dzieci jest wartością ponad wszystko. Nie będziemy się też użalać nad pijanym kierowcą, choćby był najfajniejszym facetem, po prostu zwolnimy go z pracy. No.. nie zamordujemy, ale dla takiego człowieka to też może być „koniec świata”.
Pojawiły się opinie, że stary autobus można było przerobić na domek na placu zabaw, ale to też nie byłoby wyjście. Już widzę głosy, że ktoś się np. skaleczy o stary element i zarazi tężcem. Raczej nadzieję widziałabym w recyklingu. Może drugi odcinek dla innego klienta? :)
Spot wywołał dyskusję. W ważnym, przedwakacyjnym czasie. Może nie merytoryczną tylko emocjonalną, ale w pamięci zostanie problem starych autobusów, niezależnie od ocen spotu. Oczywiście do „Dumb ways to die” bym go nie porównywała, niestety. Po prostu brak mu finezji.
Adam Samsel, senior strategy planner w G7
Trudno mi naprawdę znaleźć przyczynę tego całego zamieszania wokół tego spotu. Może wynika to z faktu, że najbardziej lubimy piosenki, które już słyszeliśmy. A bajkowa historia z mocnym bo smutnym zakończeniem, wychodzi poza klasyczną bajkę z happy endem, do której w większości zostaliśmy przyzwyczajeni. Stąd te silne emocje w tym negatywne. I stąd popularność i zainteresowanie tematem wśród internautów i mediów.
Animowana bajka bez problemów powinna przyciągnąć uwagę rodziców. Animowane bajki są na pewno w cotygodniowym repertuarze filmowym rodziców. Stąd pewnie taka naturalna dla nich stylistyka. Film jest ładnie narysowany, zmontowany i wybijał się na tle podobnego do siebie teledyskowo-fabularnego contentu serwowanego na pierwszej stronie YouTube’a. Stąd duża szansa, że przyciągał uwagę nie tylko rodziców.
Ważne, że temat wywołał zamieszanie, ludzie o nim rozmawiali. Co tylko działa na korzyść tej kampanii. Moim zdaniem bezpieczeństwo dziecka powinno być najważniejsze. Inne tematy powinny być traktowane w drugiej kolejności. A czy kampania będzie skuteczna, zobaczymy po tym, ilu rodziców sprawdzi autobusy na stronie. Sam film jest sympatyczny pomimo czarnego humoru i miło się go ogląda do końca. Chociaż mnie bardziej bawi kampania „Dumb ways to die”.
Aleksander Łukomski, account supervisor w Red8 Advertising
Krytyka reklamy powinna opierać się na argumentach merytorycznych i wnioskowaniu jak szeroka grupa docelowa odbierze dany przekaz, a nie osobistych odczuciach, doświadczeniach czy wyobrażeniach osoby oceniającej. Taki model pracy przyjmujemy przy wstępnej ocenie konceptów wewnątrz agencji, w pracy z klientami jak i oceniając prace innych agencji.
W mojej opinii spot „Smutny Autobus” bardzo dobrze uruchamia najczęstsze nastawienie rodziców pod tytułem „ten autobus wcale nie jest taki zły”, by na końcu brutalnie je zdruzgotać. Przez to granie uczuciami wzmacnia przekaz, tzn. reklama powinna być skuteczna. I wygląda na to, że jest. A jeśli u kogoś aktywuje skojarzenia nazistowskie, to bardzo mu współczuję.
Grzegorz Badzio, dyrektor zarządzający agencji Diferente
Przyczynę popularności „Smutnego autobusu” mogę upatrywać jedynie w modnej fascynacji brzydotą i buncie wobec bajkowych zakończeń. Sam pomysł w moim odczuciu opiera się na nieprawdziwym insighcie - nikt nie przywiązuje się do starych autobusów służących do dziś za środki transportu. Gdyby reklama mówiła o walce z alergiami i konieczności wyrzucenia starego (ale ulubionego) misia, w którym po latach mieszkają zyliardy drobnoustrojów, to rozumiem, ale w przypadku „Smutnego autobusu” wzruszająca historia nie pozostaje na dłużej w głowie.
Co innego reakcja dziennikarza „Gazety Wyborczej”. Każdy ma swój gust i o tym się nie dyskutuje, natomiast pseudobłyskotliwe odwołania do faszyzmu i, poniżej wszelkiej krytyki, atak na zewnętrzny wygląd twórców filmu, pokazuje jak nisko upadła „GW” i jej etos. Przykre i niestety prawdziwe
Bartek Cymer, CEO w agencji Peppermint
Uważam, że określenie tego spotu mianem „nazistowski” jest wyrazem osobistego zniesmaczenia redaktora Soroczyńskiego. Chciał dosadnie powiedzieć, co o nim myśli i zrobił to. Nie podejmowałbym z nim polemiki na ten temat, ale moim zdaniem trochę nie na miejscu są docinki pod adresem zespołu z K2. Podchodzę z dużą ostrożnością do takich projektów, bo jestem świadomy, że proces ich tworzenia nie jest prosty i pod uwagę zawsze bierze się bardzo wiele aspektów.
Sama animacja bez wątpienia odniosła sukces, bo jest szeroko dyskutowana i to nie tylko w branży. Obawiam się jednak, że w tych dyskusjach krytykuje się wyłącznie samą kreację, a problem niesprawnych autokarów wciąż pozostaje nierozwiązany. A jest to problem bardzo poważny. Osobiście nie podoba mi się idea tego spotu i wolę wyprzeć z pamięci dołujący finał historii, ale wiem, co autor miał na myśli. Uśmiercanie sympatycznego bohatera nie było jednak dobrym pomysłem. Myślę, że przez to przekaz może zostać odrzucony przez dużą rzeszę odbiorców. Po prostu zdystansują się do problemu.
Poprzednia 1 2 3
Dołącz do dyskusji: Branża reklamowa podzielona ws. „Smutnego autobusu”: bajka dla dorosłych bez finezji
Zaczynam oglądać i szkoda mi ... autobusu, biedny odrzucony. O co chodzi myślę, jakiś spot o tolerancji dla inności? gorszości? mniejszej zamożności? Ale autobus mimo wszystko uśmiechnięty, pozytywny. Zakończy się pewnie jakimś fajnym przekazem o tolerancji, i jak już autobus zdobywa moją sympatię (no to bo nikt go nie lubi, wszędzie sam) to jakaś wredna Pani go kasuje! O jasna cholera myślę. O co chodzi??? Do końca nie rozumiem. Czyli tak jak Dziaja pisze przekaz jest do d..., ktoś przedobrzył. Pewnie autor poda swoją interpretację i pewnie tak też się da na to patrzeć, tylko że ta interpretacja nie jest oczywista, naciągana, a przekaz to chyba jednak jasny powinien być a nie jak przeintelekualizowany podręcznik dla filozofów. Fajnie zrobione, ale bez sensu.