„Fabryka fejków” Devumi dostarczyła influencerom 200 mln obserwatorów
Amerykańska firma Devumi wyspecjalizowała się w tworzeniu fałszywych profili w mediach społecznościowych, które sprzedawała internautom. Klienci spółki - wśród nich znane osoby - pozyskali łącznie 200 mln „followersów”.
Dziennikarze „The New York Times” zbadali mechanizm kupowania fanów w mediach społecznościowych np. po to, by w krótkim czasie stać się sieciowym influencerem i zarabiać na komercyjnych współpracach. Proceder wygląda następująco - konto na Instagramie lub Twitterze zaczyna w krótkim czasie notować przyrost nowych obserwatorów, a przy każdym poście znacząco wzrasta liczba aktywności - polubień, komentarzy i udostępnień. Profil generuje ogromne zasięgi, zatem zaczynają interesować się nim np. komercyjne firmy, szukające w social mediach ambasadorów dla swoich marek. Zdarza się, że nie weryfikują, jak generowany jest zasięg influencera. A ten bywa kupowany za pośrednictwem takich firm, jak opisywana w tekście „NYT” Devumi.
Do Devumi należy ok. 3,5 mln kont w social mediach. Swoim klientom firma sprzedaje aktywności tych profili, np. lajki czy komentarze – ustalili dziennikarze „New York Times”. Warto dodać, że w wielu przypadkach nie są to puste profile, ale takie z gronem znajomych, licznymi postami i aktywnościami. Dlatego też budowane na nich zasięgi są wiarygodne nawet dla firm angażujących do kampanii influencera korzystającego z usług Devumi.
Amerykańscy dziennikarze ustalili, że usługi firmy w USA kupowało ok. 200 tys. osób - w tym znane nazwiska ze świata show biznesu, sportu czy nawet polityki. Pozyskali dzięki temu blisko 200 mln nowych followersów. W ramach śledztwa, dziennikarze „NYT” zostali klientami firmy i za 225 dolarów kupili na Twitterze 25 tys. obserwatorów. Szef Devumi w rozmowie z gazetą wyparł się świadczenia tego typu usług.
"Fejk-biznes"
Opisana w materiale „New York Timesa” Devumi to prawdopodobnie jedna z wielu funkcjonujących na całym świcie firm zajmujących się sprzedażą sztucznie generowanego zasięgu w social mediach. Ile ich jest? Czy istnieją w Polsce? Trudno oszacować. Jednak już w 2015 roku Huffington Post alarmował, że tylko na Instagramie działa 24 mln fałszywych kont, a kilka milionów pozostaje nieaktywna.
Kupowanie fanów i zasięgów w mediach społeczościowych to proceder dotyczący nie tylko osób chcących w krótkim czasie zyskać status influencera, ale i firm, które chcą zwiększyć swoją rozpoznawalność w internecie, co może przełożyć się np. na wzrost sprzedaży. Czy takie działanie jest zasadne i opłacalne? Zdaniem Dagmary Pakulskiej, niezależnej ekspertki ds. komunikacji w mediach społecznościowych, tego typu praktyki obserwowane są na polskim rynku. Same serwisy społecznościowe walczą z "fake użytkownikami", a kupowanie generowanych przez nich zasięgów markom koniec konców się nie opłaca.
- Na wielu branżowych grupach na Facebooku co jakiś czas pojawiają się pytania o sens kupowania fanów. Spektakularny przyrost „lajków” na profilach marki za niewielką sumę pieniędzy może kusić, ale warto pamiętać o tym, że ta inwestycja daje jedynie pozorne zyski. Nagły przyrost fanów może sprawić, że kolejne osoby zdecydują się obserwować dany profil. Trzeba mieć jednak na uwadze fakt, że wszystkie liczące się portale społecznościowe walczą z fikcyjnymi kontami, a co za tym idzie, bardzo szybko z danych profili zakupieni fani mogą po prostu zniknąć. W dodatku fikcyjne konta nie angażują się w treści publikowane przez markę i wprawne oko bardzo szybko zauważy przepaść pomiędzy liczbą fanów profilu, a faktycznie zaangażowanymi użytkownikami. Drugim powodem dla którego nie warto inwestować w fikcyjne konta są algorytmy wyświetlania treści w social media. W sytuacji, w której spadają zasięgi organiczne, a większość fanów strony jest zakupiona, może dochodzić do sytuacji, w której marka dociera ze swoim komunikatem tylko i wyłącznie do zakupionych i niezainteresowanych jej produktami lub usługami fanów oraz traci jakąkolwiek szansę na ewentualną sprzedaż. Ostatnim aspektem, który powinien skutecznie zniechęcić do kupowania polubień jest ogrom narzędzi, które pozwalają zweryfikować, kto jest odbiorcą marki w mediach społecznościowych. W internecie niczego się nie ukryje, a wszystkie nieczyste praktyki prędzej czy później wyjdą na światło dziennie i długotrwale zaszkodzą marce, która je stosowała - komentuje Pakulska w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl
Obok rynku sprzedaży „fałszywego zasięgu” intratnym interesem jest także generowanie w internecie fake newsów. Jak wynika z raportu Tremd Micro, w specjalistycznych agencjach, działających w Chinach i Rosji, kupno fałszywej informacji to koszt ok. 30 dolarów, a kampania oczerniająca dziennikarza to koszt ok. 50 tys. dolarów.
Z szacunków firmy eMarketer wynika, że z mediów społecznościowych korzystało w ubiegłym roku 2,48 mld ludzi, czyli co trzeci mieszkaniec Ziemi. Zaś największy portal społecznościowy - Facebook w 2017r. miał 2,1 mld użytkowników.
Dołącz do dyskusji: „Fabryka fejków” Devumi dostarczyła influencerom 200 mln obserwatorów
A tak zupełnie poważnie - 60 milionów fałszywych kont to poważny problem wizerunkowy.
Dla niebieskiego.
Zobaczymy co z tym zrobi.
Fałszywy świat
Fałszywy świat
/Lady Pank/
Agencje jako pierwsze powinny to dostrzegać, a jeśli tego nie robią, to znaczy, że dumają swoich klientów na kasę.