SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Mariusz Staniszewski wygrał z „Rzeczpospolitą”. „Artykuł o trotylu rzetelny, Hajdarowicz złamał przepisy”

W czwartek przed Sądem Gospodarczym w Warszawie zapadł wyrok w procesie o bezpodstawne zwolnienie, jaki były dziennikarz „Rzeczpospolitej” Mariusz Staniszewski wytoczył wydawcy dziennika Gremi Business Communication. Firma musi mu zapłacić pensję za okres wypowiedzenia. Wyrok jest nieprawomocny.

Mariusz Staniszewski Mariusz Staniszewski

Proces dotyczy zwolnień dziennikarzy związanych z artykułem Cezarego Gmyza „Trotyl we wraku tupolewa”, który został opublikowany w „Rzeczpospolitej” 30 października 2012 roku. Autor napisał, że we wraku samolotu, który rozbił się pod Smoleńskiem w kwietniu 2010 roku, znaleziono ślady trotylu i nitrogliceryny. Po kilku godzinach prokuratura wojskowa zaprzeczyła tym informacjom i stwierdziła, że trwają w tej sprawie jeszcze ustalenia.

Po publikacji na początku listopada w trybie natychmiastowym rozwiązano umowy o pracę z Cezarym Gmyzem i Tomaszem Wróblewskim, który był wówczas redaktorem naczelnym „Rz”. W tym samym trybie zakończono współpracę z szefem działu krajowego Mariuszem Staniszewskim (obecnie jest wicenaczelnym we „Wprost”), który prowadził działalność gospodarczą. Zwolniony z zachowaniem wypowiedzenia został natomiast zastępca redaktora naczelnego dziennika Bartosz Marczuk, odpowiedzialny za dział krajowy (niedługo później nowy redaktor naczelny Bogusław Chrabota przywrócił go do pracy, ale na inne stanowisko).

Mariusz Staniszewski złożył pozew w Sądzie Gospodarczym przy warszawskim sądzie okręgowym na początku 2013 roku, w którym za bezprawne zwolnienie z pracy domagał się od Gremi Business Communication zapłaty należnego wynagrodzenia. W czwartek zapadł wyrok, w którym sąd podzielił argumentację dziennikarza i zobowiązał GBC do wypłaty trzymiesięcznej pensji, powiększonej o należne odsetki. Sąd uznał, że umowa z wydawcą „Rzeczpospolitej” zakładała, że Staniszewski ma trzymiesięczny okres wypowiedzenia, a został zwolniony bez zachowania go. Wydawca musi również zwrócić byłemu pracownikowi koszty sądowe.

W rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl Mariusz Staniszewski wyjaśnia, że ku jego zaskoczeniu sąd w uzasadnieniu ustnym odniósł się również do samego artykułu „Trotyl we wraku tupolewa”, podkreślając, że treść odpowiadała stanowi wiedzy redakcji „Rzeczpospolitej” na tamten czas.

- Nie jest prawdą to, co Grzegorz Hajdarowicz przekazywał publicznie i powtórzył podczas procesu, że opublikowaliśmy materiał niezweryfikowany. Jednocześnie przyznał przed sądem, że Tomasz Wróblewski weryfikował materiał u prokuratora generalnego. Sędzia zwróciła uwagę na tę rozbieżność podawanych informacji. Zwróciła też uwagę, że dopiero kilka lat później prokuratura podała, że urządzenia wykazały obecność materiałów wybuchowych na wraku tupolewa, ale późniejsze badania tego nie potwierdziły. My mieliśmy wiedzę, że urządzenia wskazały, nie było więc mowy o żadnym braku szczególnej staranności czy rzetelności. Artykuł został przygotowany zgodnie ze wszystkimi procedurami, a zarzucanie nam braku staranności jest zarzutem chybionym - wyjaśnia portalowi Wirtualnemedia.pl Mariusz Staniszewski.

Rada nadzorcza oraz właściciel wydawnictwa Grzegorz Hajdarowicz uznali, że dziennikarze związani z publikacją „nie mieli podstaw do stwierdzenia, że we wraku tupolewa znaleziono ślady trotylu i nitrogliceryny”. - Tekst uznajemy za nierzetelny i nienależycie udokumentowany - napisano w oświadczeniu spółki z początku listopada 2012 roku. Grzegorz Hajdarowicz przeprosił czytelników dziennika za kontrowersyjną publikację. - Tekst „Trotyl we wraku Tupolewa” nie powinien się nigdy w takiej formie ukazać w Rzeczpospolitej. Z przeprowadzonego przeze mnie i Radę Nadzorczą postępowania wyjaśniającego wynika, że nie był on w ogóle udokumentowany - napisał.

Jak podaje Staniszewski, powoływani przez Gremi Business Communication świadkowie w procesie zeznawali na niekorzyść wydawcy, informując sąd m.in. o tym, że Grzegorz Hajdarowicz znał treść publikacji o tupolewie i mógł ją zatrzymać, ale tego nie zrobił.

- Jestem bardzo zadowolony z wyroku, ponieważ tuż po publikacji Hajdarowicz i ludzie z jego otoczenia próbowali zrobić z nas ludzi niespełna rozumu. Dzisiaj wychodzi na to, że nie tylko mieliśmy rację, a artykuł był wiarygodny, ale też dochowaliśmy wszystkich procedur, a jedyną osobą, która łamała przepisy jest Grzegorz Hajdarowicz - komentuje wyrok Mariusz Staniszewski.

Wyrok jest nieprawomocny, każdej ze stron przysługuje odwołanie od decyzji sądu. Dziennikarz zaznacza, że na każdym etapie postępowania sądowego proponował wydawnictwu ugodę, chcąc uniknąć długotrwałego procesu.

Przedstawiciele Gremi Business Communication nie odpowiedzieli na razie na nasze pytanie, czy firma odwoła się od tego wyroku.

Dołącz do dyskusji: Mariusz Staniszewski wygrał z „Rzeczpospolitą”. „Artykuł o trotylu rzetelny, Hajdarowicz złamał przepisy”

9 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Yogidługonogi
I tak, po długiej nieobecności na nieboskłonie, zawitała do nas ponownie gwiazda, wizjoner, mag, Hajdarowicz Grzegorz. Graś gdzieś zniknął, los śmietnika nieznany, a ten znowu błyszczy. Trochę łyso bez protektorów, ale co robić. Bycie słupem ma swoje ciemne strony.
0 0
odpowiedź
User
dfsf
Dopiero po takim czasie wyrok? I dopiero po tym jak PiS wygrało wybory? Taaak, sądy są niezawisłe...
0 0
odpowiedź
User
j
W trybie natychmiastowym po konsultacjach z przydupasem Tuska.
0 0
odpowiedź