Monika Olejnik pozwie autorów „Resortowych dzieci”. „To dziennikarska prostytucja”
- Autorów tej książki nie nazywam dziennikarzami. To żałośni frustraci robiący biznes na kłamstwach - mówi Monika Olejnik o autorach „Resortowych dzieci” i zapowiada pozwanie ich do sądu.
Dziennikarka Radia ZET i TVN24 Monika Olejnik nie tylko została opisana w „Resortowych dzieciach”, lecz również znalazła się na okładce książki - razem z Adamem Michnikiem, Zygmuntem Solorzem-Żakiem, Jackiem Żakowskim, Tomaszem Lisem, Janiną Paradowską, Jerzym Baczyńskim i Robertem Kwiatkowskim. W książce - autorstwa Doroty Kani, Macieja Marosza i Jerzego Targalskiego (dziennikarzy „Gazety Polskiej” i „Gazety Polskiej Codziennie”) - przedstawiono związki Olejnik i jej ojca ze służbami PRL-owskimi.
Zdaniem dziennikarki publikacja zawiera dużo nieprawdziwych informacji na jej temat. - Kania nie może się zdecydować, czy mój ojciec był pułkownikiem czy majorem. W co drugim zdaniu albo go degraduje, albo mu daje stopień wyżej. Wyjaśniam: ojciec był majorem, nie pułkownikiem - stwierdza Olejnik w rozmowie z „Newsweekiem Polska”. - Gdyby był perłą PRL-owskiego wywiadu, takim świetnym esbekiem, jakiego robią z niego pseudo-prawicowi dziennikarze, to chyba dorobiłby się czegoś więcej, niż tylko stopnia majora - zaznacza. Dodaje, że jej ojciec - wbrew informacjom podanym w „Resortowych dzieciach” - nie zajmował się inwigilacją działaczy opozycji, tylko pracował w wydziale kryminalnym, a później ochraniał ambasady.
- Nigdy nie byłam w żadnej organizacji partyjnej - ani w PZPR, ani w ZSMP - a na okładce książki Doroty Kani i jej towarzyszy jestem w czerwonym krawacie. A ja tylko raz w życiu miałam na szyi czerwony krawat! - podkreśla dziennikarka, dodając, że w takim stroju pojawiła się na jednym z pierwszych jubileuszy „Gazety Wyborczej”, na którym Adam Michnik przebrał się za Fidela Castro.
Monika Olejnik prostuje też zawarte w książce informacje o jej częstych wyjazdach zagranicznych w latach 70. i 80., możliwych rzekomo dzięki koneksjom jej ojca. Tłumaczy, że np. do Finlandii pojechała na zaproszenie tamtejszej rozgłośni radiowej, a na Maltę - żeby przygotować reportaż. - Wszystko, co mam, zawdzięczam sobie, tylko sobie, swojej ambicji oraz ciężkiej pracy - podkreśla, opisując, jak na początku lat 80. udało jej się umówić na spotkanie z wicedyrektorem Trójki i zdobyć pracę w tej rozgłośni.
Dziennikarka nie zgadza się również z tym, jak ogólnie bohaterów „Resortowych dzieci” opisała Dorota Kania, stwierdzając w rozmowie z Wirtualnemedia.pl, że „w ich domach nie śpiewano kolęd, nie obchodzono świąt religijnych, a jedynymi czczonymi rocznicami była rewolucja październikowa czy podpisanie manifestu PKWN” (przeczytaj całą wypowiedź). Olejnik podkreśla, że była bierzmowana oraz chodziła do kościoła i na religię (do czego zmuszała ją mocno wierząca matka) w czasach, gdy duchownych uznawano za wrogów państwa. - Ale najgorsze jest to, że ludzie, którzy czytają tę książkę, myślą, że my się pławiliśmy w bogactwie. Kolejne kłamstwo! Moi rodzice do dziś mieszkają w zwykłym bloku - dodaje.
Według Olejnik całą książkę można określić mianem „dziennikarskiej prostytucji”. - Autorów tej książki nie nazywam dziennikarzami. To żałośni frustraci robiący biznes na kłamstwach - podkreśla.
>>> W „Resortowych dzieciach” brakuje prawicowych dziennikarzy. Dorota Kania: kryterium było inne
Dziennikarka zapowiada, że złoży pozew przeciwko autorom „Resortowych dzieci”. - Kilka razy w sądzie już wygrałam. Teraz jestem w trakcie kolejnych sporów. Dlatego ten czeka w kolejce - opisuje.
Przypomnijmy, że na taki ruch zdecydował się już Jacek Żakowski z „Polityki”, który domaga się usunięcia jego fotografii z okładki, przeprosin i rekompensaty pieniężnej. Sąd na razie w ramach zabezpieczenia powództwa nakazał zasłonięcie zdjęcia Żakowskiego, które nie jest już widoczne w egzemplarzach książki z dodruku (więcej na ten temat).
Pozew przeciw autorom „Resortowych dzieci” szykuje też inny dziennikarz „Polityki” Piotr Pytlakowski, który zamierza domagać się sprostowania informacji o jego ojcu i przeprosin.
>>> Jerzy Baczyński o „Resortowych dzieciach”: przekroczono granice łajdactwa, będzie więcej pozwów
Z kolei Monika Olejnik na łamach „Newsweeka” zauważa, że nie pierwszy raz jest obiektem niewybrednych ataków ze strony mediów prawicowych. - Przeczytałam na portalu prawicowym, że grupa współczesnych donosicieli dogrzebała się do moich dokumentów rozwodowych z czasów studiów - opisuje. - Towarzysz Gomułka doceniał takie zachowania. To się nadaje do Trybunału w Strasburgu. Kto im dał moje papiery rozwodowe? To jest skandal - irytuje się dziennikarka.
Jednocześnie Olejnik wytyka niektórym prawicowym dziennikarzom hipokryzję. - Najbardziej skorzystał na Smoleńsku Tomasz Sakiewicz, przecież „Gazeta Polska” była już taka cienka, a teraz dobrze się sprzedaje - ocenia. - Redaktor Sakiewicz zapomina, jak to przychodził do tej strasznej Trójki na początku lat 90., by komentować wydarzenia polityczne. Jego koledzy z gazety zapominają, jak prosili mnie, żebym ich cytowała - stwierdza dziennikarka.
Według Moniki Olejnik autorzy „Resortowych dzieci” kierowali się zazdrością wobec niej i innych czołowych dziennikarzy, z których poglądami się nie zgadzają. Stąd w książce tak małostkowe zarzuty, że np. Olejnik w latach była duszą towarzystwa wśród reporterów sejmowych, a w 1991 roku razem z Tomaszem Lisem wzięła udział w defiladzie z okazji 3 maja.
Dołącz do dyskusji: Monika Olejnik pozwie autorów „Resortowych dzieci”. „To dziennikarska prostytucja”