Samuel Pereira krytykuje protestujących przeciw ograniczeniom dla mediów w parlamencie, bo to „hipokryci, liderzy w kłamstwie i manipulacji”
Wiceszef redakcji publicystyki w TVP Info Samuel Pereira uważa, że na zmianach zasady pracy dziennikarzy w Sejmie i Senacie stracą głównie paparazzi i tabloidy, a część protestujących przeciw temu dziennikarzy tolerowało ograniczenia ich praw za rządów PO i PSL. Z Pereirą nie zgodziła się większość publicystów komentujących tę sprawę m.in. Wojciech Wybranowski i Łukasz Warzecha.
Kancelaria Sejmu przedstawiła w środę projekt nowych zasad, zgodnie z którymi ograniczone zostaną możliwości kontaktu mediów z politykami w parlamencie. Dziennikarze będą mogli z nimi rozmawiać przede wszystkim w nowym centrum medialnym, ponadto stałe akredytacje dostaną tylko dziennikarze z dużym doświadczeniem, maksymalnie dwie osoby z jednej redakcji.
W internecie m.in. na Twitterze, te zasady skrytykowało wielu dziennikarzy, a w czwartek w południe przed Sejmem odbyła się pikieta m.in. z udziałem dziennikarzy „Gazety Wyborczej”, TVN24, „Polityki”, „Rzeczpospolitej”, Onetu, RMF FM i Radia ZET. Jej uczestnicy odczytali apel, w którym oceniono, że proponowany regulamin jest sprzeczny z konsytuacją zasadą dostępu do informacji o działaniach władzy publicznej. Apel po zebraniu podpisów złożono marszałkom Sejmu i Senatu.
- Ciekawe czy protestuje dziś reporterka TVN24, która w Sejmie uciszała mnie, gdy zadałem prezydentowi Komorowskiemu pytanie o gen. Błasika. Źle mi się robi jak czytam niektórych, którzy mówią dziś o „patrzeniu władzy na ręce”. Gdy rządziła PO to podlizywali się Grasiowi i innym. Na konferencjach PDT (premiera Donalda Tuska - przyp.red.) w KPRM przez długi czas panowała zasada gaszenia trudnych pytań przez... innych dziennikarzy. Część z nich dziś protestuje - ocenił to na Twitterze Samuel Pereira, zastępca szefa redakcji publicystyki w TVP Info. - Tezy wygłaszane nt. tego projektu mają niewiele z nim wspólnego. A krzyczą ci, co przez lata byli mediami potakującymi #TuskuMusisz. Przypomnijcie mi protesty, gdy Republika nie dostała zgody na nagranie zeznań PBK (prezydenta Bronisława Komorowskiego - przyp.red.) przed sądem? Inne kamery były, ale nie dawały transmisji - przypomniał. - Myślę, że dziennikarze w Niemczech, UK, czy Parlamencie Europejskim jakoś żyją. U nas TVN broni prawa do robienia szumu informacyjnego - dodał Pereira.
W grudniu 2014 roku podczas przesłuchania Bronisława Komorowskiego w Pałacu Prezydenckim ekipa TV Republiki nie dostała zgody na wniesienie kamery, więc ówczesny reporter stacji Michał Rachoń transmitował przesłuchanie smartfonem. Został za to pochwalony przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich.
- Na tych zmianach tracą głównie paparazzi i tabloidy. Czy ich zdjęciach są ważne dla obywateli? Nie sądzę - ocenił nowe zasady w parlamencie Samuel Pereira.
Z tą opinią polemizowało wielu dziennikarzy. - Nie zgadzam się. Stracą wyborcy, również PiS, mający prawo do informacji, nie tylko do tego jakie ustawy powstają, ale też co się dzieje. Pracę dziennikarzy próbowano ograniczać również za PO. Wtedy się burzyliśmy, więc dziś nie udawajmy, ze nie dzieje się nic - napisał Wojciech Wybranowski z „Do Rzeczy”. - Oczywiście, ordnung must sein. O ile to nasz ordnung - ironizował jego redakcyjny kolega Łukasz Warzecha. - Jak można się cieszyć z tego, że władza oczyszcza sobie teren z dziennikarzy? To zawsze powinno niepokoić, niezależnie od tego, kto to robi. Jak patrzę na te zachwyty nad arogancją władzy i wyobrażam sobie, jak to się wahnie w drugą stronę, to aż mnie dreszcz przechodzi - stwierdził Warzecha.
I moja ulubiona metoda: za PO bito Murzynów, to my teraz też możemy. https://t.co/8sNEKmJmej
— Łukasz Warzecha (@lkwarzecha) 15 grudnia 2016
- Kompletnie nie chce mi się odpisywać na bzdury pracowników administracji medialnej, których jedynym zadaniem jest osłona partii. Gdy jednak powołują się na „zasady pracy dziennikarzy” np. w Parlamencie Europejskim, czy brytyjskim, to widać, że ich noga nigdy tam nie stała. Wypisują bowiem kompromitujące bzdury. Szkodliwe dla innych reporterów - napisał Krzysztof Skórzyński z „Faktów” TVN. - Sorry, ale mówienie, że tabloidy nie spełniają funkcji obywatelskich jak twierdzi kol. Pereira, jest kompromitujące - dodał. - Proste ćwiczenie dla piewców sejmowych zmian. Zamknijcie oczy, wyobraźcie sobie, że wprowadza je marszałek Ewa Kopacz i szybko napiszcie tweeta - stwierdził Jacek Prusinowski z Grupy Radiowej Time.
.@S_Wikariak pytał mnie dzisiaj, czy są jacyś dziennikarze popierający cenzorskie zapędy Kuchcińskiego. Niestety są pic.twitter.com/4pYIEBeIUc
— Hubert Biskupski (@hbiskupski) 15 grudnia 2016
- Zdecyduj się - jesteś funkcjonariuszem partyjnym czy chcesz jednak uchodzić za dziennikarza? - napisał do Pereiry Mikołaj Wójcik z „Faktu”. - Czytam na wpolityce o „histerii” protestujących przed sejmem i zastanawiam się czy miłość do władzy już całkiem niektórych otumania - ocenił Konrad_Piasecki z Radia ZET (na wPolityce.pl relację z pikiety dziennikarzy zatytułowano: „Dziennikarze TVN, GW i Newsweeka manifestują pod Sejmem. Czego się boją i skąd ta histeria?”). - Ten kto twierdzi, że ograniczenia dla dziennikarzy sejmowych są na wzór PE, chyba nigdy tam nie pracował - stwierdziła Agnieszka Burzyńska z „Faktu”.
Dużo tutaj opinii, ale zanim się oceni, dobrze znać fakty. Na czym będą polegać zmiany systemu pracy mediów w Sejmie https://t.co/HN9w4GnSVe pic.twitter.com/y7Ue96YfQc
— Samuel Pereira (@SamPereira_) 15 grudnia 2016
W piątek po południu Samuel Pereira wyjaśnił, że jego czwartkowe tweety na temat zmian regulaminu Sejmu sprzeciwu wobec nich wielu dziennikarzy nie oznaczają poparcia dla nowych zasad. - Wczoraj odnosząc się do proponowanych zmian napisałem dwie rzeczy: że podobne rozwiązania funkcjonują w Wielkiej Brytanii, czy Parlamencie Europejskim, oraz, że „na tych zmianach tracą głównie paparazzi i tabloidy”, a ich zdjęcia posłanki jedzącej sałatkę, czy innej siedzącej na bosaka - nie są najważniejsze dla obywateli. Jeszcze a propos sałatki - grzanie tego tematu przez TVN i tabloidy, przykryło odbywające się wtedy głosowanie - nocny skok na lasy państwowy - wyjaśnił. - Czy popieram zmiany w organizacji pracy mediów w Parlamencie? Nie. Czy uważam, że są zamachem na wolność mediów i cenzurą? Nie. To bzdura. Zmiany te są niezbyt wygodne dla tych, którzy zamiast oglądać transmisję z komisji sejmowych - woleli sami na nie przyjść i notować. Stracą na nich ci, którzy nie są w stanie złapać danego polityka inaczej niż właśnie po posiedzeniu jakiejś komisji, albo na schodach, czy na parterze. Sam byłem w takiej sytuacji, choć nigdy nie przyszłoby mi do głowy urządzać „łapankę” w tak chamski sposób jak robią to dziś niektórzy. To właśnie przez nich posłowie wpadli na pomysł uporządkowania pracy w Sejmie. Dziś sejmowe „szare myszki” mogą podziękować np. reporterom znanych stacji, z rozbujałym ego, którzy wożą się jak panowie na włościach, mając innych za nic - wyjaśnił Pereira.
Części dziennikarzy protestujących przeciw nowym zasadom zarzucił hipokryzję, wymieniając w tym kontekście Tomasza Lisa, Monikę Olejnik i Dominikę Wielowieyską. - Liderzy w kłamstwie i manipulacji. W ich tekstach, czy wypowiedziach praktycznie codziennie można doszukać się kłamstwa. Dlatego się wściekłem. Jak rozmawiam z ludźmi nt. funkcjonowania mediów w Polsce to najbardziej ich wkurza właśnie kłamstwo. Dezinformacja sprawia, że ludzie przestają ufać dziennikarzom, a często nie znoszą ich bardziej niż polityków. Gdzieś funkcjonuje niepisana zasada, że polityka to blef, gdy jednak do manipulacji posuwają się dziennikarze - wtedy jest coś nie w porządku. Jak może do praw mediów odwoływać się np. TVN, którego „Fakty” codziennie kłamią? Jak może reprezentować dziennikarzy ktoś z „Gazety Wyborczej”, która specjalizuje się w dezinformacji - skrytykował Samuel Pereira.
- Na to właśnie zwracałem uwagę oraz na hipokryzję ze strony tych, którzy sami, w roli dziennikarzy uciszali tych dziennikarzy, którzy na konferencjach Donalda Tuska, czy Bronisława Komorowskiego uciszali innych. Owszem zdarzają się wyjątki, np. Kasia Kolenda-Zaleska, która w takich sytuacjach umiała wykazać się dziennikarską solidarnością. Niestety to były wyjątki - zaznaczył. - Nikt przecież nie protestował, gdy zablokowano transmisję z zeznań prezydenta Bronisława Komorowskiego przed sądem. Kamery stacji, które miały zgodę - nie nadawały transmisji, a Telewizja Republika, która chciała dawać lajfa - zgody nie dostała. Społeczeństwo mogło usłyszeć składane zeznania tylko dzięki smartfonowi Michała Rachonia - przypomniał Pereira.
Dołącz do dyskusji: Samuel Pereira krytykuje protestujących przeciw ograniczeniom dla mediów w parlamencie, bo to „hipokryci, liderzy w kłamstwie i manipulacji”